sobota, 31 sierpnia 2013

3. Ocalenie?


Gdy tylko znalazła się dalej od chłopaków i całego zgiełku spowodowanego jej upadkiem, odetchnęła z ulgą. Ból na plecach dawał jej się we znaki przez cały ten czas, ból który zabierał jej oddech, sprawiał, że miała ochotę paść na kolana i płakać. Jej serce rozpaczało po utracie skrzydeł, jednak jako anioł, nie ważne, czy upadły, musiała powstrzymać się od okazywania przy śmiertelnikach bólu i cierpienia. Teraz gdy była już sama, w końcu mogła na dobre pozwolić emocjom na przejęcie jej ciała. Jednak nie widziała jak bardzo się myliła, ona przecież nigdy nie będzie sama.

-No proszę, proszę, proszę. Czyżby ulubienica samego Boga w końcu została ukarana? – Nagle na ziemi wylądował jeden z aniołów, prawdziwych aniołów, takich, których nigdy żaden śmiertelnik nie zobaczy, potężny, władczy i arogancki. Takim właśnie aniołem była też ona, właśnie… była. Przez chwile dziewczyna stała i z zazdrością patrzyła na jego duże i piękne skrzydła, których ją pozbawiono. Mężczyzna był wysoki, a jego długie do ziemi włosy były koloru białego. Jego ciało było muskularne, a spojrzenie mądre i uwodzące, wyglądał jak Adonis, piękny i nieosiągalny. Tym razem jego duże usta w kolorze dojrzałej truskawki ułożyły się w kpiący uśmiech, który doprowadzał dziewczynę do szału.

-Co Ty tu robisz? – Jej głos był chłodny, ale opanowany. Nie chciała przed nim pokazać tego co czuła, zwłaszcza przed nim. Był jej wrogiem odkąd pamiętała, zawsze pakował ją w kłopoty, a potem wychodził z tego obronną ręką. Mimo, że z nim dorastała, a sam Bóg popierał ich znajomość, ona zawsze żywiła do niego jedynie nienawiść.

-Sprawdzam, czy dobrze trafiłaś – zaśmiał się swoim wywyższającym śmiechem. Triumf jaki bił z jego oczy był aż oślepiający. Cieszył się, że to nie on jest na jej miejscu. Wciąż może się cieszyć z miejsca na górze.

-Sugerujesz, że Tata mógłby się pomylić? – Jej jedna brew uniosła się do góry w geście zdziwienia. Znała go aż za dobrze, wiedziała, że jest jednym z pupilków Boga, zaraz po niej. Teraz, gdy sam Pan zrzucił ją z nieba na Ziemię, właśnie ten anioł stojący przed nią zajął jej miejsce.

-Skąd. Ale prosił mnie bym sprawdził, czy żyjesz - wzruszył ramionami. – Mimo, że ukarał Cię najgorszą z możliwych kar, dalej jesteś w jego sercu – westchnął udając smutek. Był niesamowicie dobrym aktorem, co ją jeszcze bardziej w nim irytowało.

-I zawsze tam będę, Gabrielu – odparła z przesłodzonym uśmiechem. Wiedziała, że najchętniej mężczyzna by ją zabił, ale nie mógł tego zrobić. Był Archaniołem, największym z największych. Musiał dawać dobry przykład i nie mógł pozwolić by emocje zawładnęły jego ciałem. Ona kiedyś też taka była, wyniosła, arogancka… najważniejsza. Jednak teraz dużo się zmieniło. Upadła, przez co mogła pozwolić sobie na więcej niż tam w górze. Więcej emocji, uczuć, ludzkiego zachowania. Mimo to, nie potrafiła. Tysiące lat życia w niebie zaraz przy Ojcu sprawiło, że nie potrafiła już zachowywać się jak człowiek, istota ludzka. A przecież codziennie ich obserwowała, siedząc na jednej z chmur. Ludzie ją fascynowali, lubiła ich zwyczaje, ich zachowania i to jacy byli. Wiedziała, że długo nie zajmie jej dostosowanie się do nich, co więcej będzie mogła wtopić się w tłum już jutro. Teraz mała stać się jedną z nich, kolejną osobą w tym wielkim świecie, obserwowana przez aniołów. Tylko ona w porównaniu do ludzi nie zasłużyła na swojego Anioła Stróża.

-Oh Lilith. Masz wygórowane ego. Pewnie to Cię zgubiło – uśmiechnął się pobłażliwie. – Przekażę Ojcu, że wszystko u Ciebie w jak najlepszym porządku. Na pewno się ucieszy – puścił jej oczko i zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć, wzniósł się w niebo, zostawiając za sobą lekki podmuch wiatru. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak bardzo była spięta. Rozluźniła dłonie, które jak się okazał cały ten czas miała ściśnięte w pięści jakby chciała mu przyłożyć.

-Co za… uuuuh! – Mocno tupnęła nogami, starając się wyzbyć emocji. To była najbardziej ludzka rzecz jaką mogła zrobić właśnie teraz, w tym momencie. Czuła jak cała gotuje się ze złości i nic nie mogła na to poradzić. Gabriel wzbudzał w niej zawsze same negatywne emocje i była prawie pewna, że większość innych aniołów podziela jej uczucie.

,,Archanioł czy też nie, jest zarozumiałym i aroganckim dupkiem!’’ – Pomyślała nagle, czując jak powoli się uspokaja. Gdy emocje opadły, westchnęła głośno i ruszyła dalej, zastanawiając się co dalej ma zrobić. Im dalej szła, tym bardziej miała pewność, że nie wie co ze sobą począć. Gdyby wiedziała, że kiedykolwiek spadnie na ziemię, przygotowałaby się bardziej i zaopatrzyła w jakieś rzeczy, czy też pieniądze. Jak do tej pory stała na chodniku w ciemną noc, brudna i z zaschniętą krwią, wciąż nie mając żadnego planu. Była zagubiona w tym wielkim świecie, zagubiona i samotna, a jej osłona powoli zaczynała opadać przez zmęczenie jakie odczuwała. ,,Cholerne człowieczeństwo już daje mi się we znaki! Uhhh!’’ – Ta myśl była ostatnią myślą, która przebiegła przez jej głowę zanim upadła na ziemię, całkowicie opuszczając osłonę. Od tej pory widziała tylko ciemność.


*


Pik, Pik, Pik, Pik, Pik…
,,Niech ktoś to wyłączy zanim rozsadzę budynek! Co za irytujący dźwięk… Co to w ogóle jest?!’’ – Gdy tylko te myśli nawiedziły jej umysł, otworzyła oczy i niemal od razu tego pożałowała. Białe światło raziło ją niemiłosiernie, niemal ją przytłaczając, przez co momentalnie zamknęła je z powrotem, czując ból jaki sprawiło jej owe przebudzenie.

-Cholera! – To jedno słowo wyrwało się z jej ust, a po chwili usłyszała poruszenie przy sobie przez co zamarła. Gdzie ona była? I jak się tu znalazła?

-W końcu się obudziłaś. – Miły męski głos odezwał się w tym samym momencie, w którym w jej głowie kotłowała się masa pytań. Poczuła jak jej serce przyspiesza pracę pod wpływem strachu. Wiedziała, że jeśli znajdzie się w szpitalu, może się to źle dla niej skończyć.

-Spokojnie, jesteś bezpieczna. – Odezwał się jakiś kobiecy głos. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że skądś znała ten głos, gdzieś już go słyszała. – Lilith… - cichy szept przy jej uchu, sprawił, że otworzyła szeroko oczy i spojrzała w piękną twarz kobiety. Była niska, ale jej wyraz twarzy był zawsze wyniosły, przez co ludzie odnosili się do niej z respektem godnym Anioła. Jej krwistoczerwone włosy przyozdobione były czarnymi pasmami, podkreślają jej czerwone usta i kocie oczy.

-Naama? – Jej głos był cichy i zachrypnięty, zupełnie obcy. Naama była jedną z czterech aniołów rozpusty. Płodność i rozpusta były chlebem powszednim zarówno u Lilith jak i u Naamy. Te dwie kobiety znały się niemal od zawsze, dopóki czerwonowłosa nie została strącona na ziemię i ich kontakt miał na zawsze się urwać.

-Jestem moja Lilio – zamruczała z uśmiechem, po czym przytuliła delikatnie dziewczynę. Momentalnie dało się wyczuć radosną atmosferę panującą w pomieszczeniu, radość i miłość.

-Lilia. Dawno nikt mnie tak nie nazywał – zaśmiała się radośnie, odwzajemniając uścisk. Cieszyła się, że znów widzi swoją przyjaciółkę, sprawiło to, że jej upadek nie był już taki zły.

-Wiadomo – puściła jej oczko. – Słyszałam plotki, że wielka dziura nagle się zrobiła w parku. A potem kolejne głosy dotyczyły tego, że to wielka i potężna Lilith. – Usiadła wygodnie na jej łóżku, wpatrując się w blondwłosą.

-Widać plotka się sprawdziła – uśmiechnęła się. – Co ja tu robię? I gdzie jestem?

-Jesteś w Anielskim szpitalu. Prowadzonym przez Armarosa – wskazała na mężczyznę, który wcześniej się do niej odezwał.

-Witam księżną Lilith, Największą wśród nas, Ulubienicę samego Stwórcy – lekko się ukłonił, co wywołało lekkie zmieszanie na twarzy kobiety.

-Nie musisz tak oficjalnie, Aramarosie – uśmiechnęła się lekko, siadając. – Już nie jestem Jego ulubienicą jak widać. A i mój tytuł Największej już stracił na znaczeniu – wyjaśniła mu, wstając i odłączając się od monitorów.

-Dla Nas zawsze będziesz Największą. Upadła, czy nie, wciąż jesteś najsilniejszą z Nas. To, że już normalnie funkcjonujesz i potrafiłaś mimo osłabienia postawić osłonę, wiele o Tobie świadczy. O Tobie i Twojej wielkości – powiedział to patrząc na nią.

-Niech będzie. Ale proszę, mów mi Lilith. Bez tytułów – uśmiechnęła się ciepło. – Teraz jestem tutaj – westchnęła.

-Aż ciężko w to uwierzyć – powiedziała Naama. – Musiałaś poważnie nabroić, że trafiłaś do nas na Ziemię.

-Wiesz po sobie, że nie trzeba aż tak nabroić żeby trafić w niełaskę – uśmiechnęła się pobłażliwie.

-Trafić w niełaskę, a zostać zesłanym na Ziemię to dwie różne rzeczy – zauważył mężczyzna, który nagle ustał w drzwiach.

-Sartael. Jak miło Cię widzieć. – Jej oczy momentalnie zwróciły się ku niemu, czując jak zamiera. Ten mężczyzna zawsze wzbudzał w niej nie mały lęk, sama nie wiedziała dlaczego.

-Ciebie również. – Ukłonił się lekko, przez co jego twarz została przysłoniono długimi, czarnymi włosami, które teraz błyszczały w świetle dziennym jak wykonane z aksamitu.

-Zapewne – zachichotała. – Czy Wy wszyscy zebraliście się w jednym miejscu i tu żyjecie? – spojrzała na Naamę, unosząc jedną brew do góry w geście pytającym.

-Mniej więcej. Nie wszyscy z nas tu są, dużo porozjeżdżało się po świecie i nie kontaktują się z nami. Grunt, że Ty tu do nas trafiłaś i jesteś z nami.

-Jak się tu znalazłam? – Zadala kolejne nurtujące ją pytanie, na które musiała znać odpowiedź.

-Ja Cię znalazłem. Leżałaś cała w krwi na chodniku. – Sartael spojrzał jej głęboko w oczy, uśmiechając się uroczo.

-Ah – wyrwało jej się. – Dziękuję.

-Nie mogłem pozwolić byś tam zginęła. Albo co gorsza, by ktoś odkrył kim jesteś. Żyjemy tu jak ludzie, pracujemy, spędzamy wakacje. Zupełnie jak rodzina – uśmiechnął się.

-Rozumiem – zamruczała. – A więc… dziękuję Wam za pomoc. Naprawdę.

-Nie ma za co Lilith – uśmiechnął się Armaros, po czym razem z Sartaelem wyszli z pomieszczenia, zostawiając kobiety same. Dziewczyna w tym samym momencie pomyślała o Billu. Widział ją, widział jej upadek i wszystko inne. Była ciekawa, czy komuś o tym opowie, chociaż była pewna, że i tak nikt by mu nie uwierzył. Upadły Anioł w Hollywood? Tytuł dobry dla filmu.

-Mam dla Ciebie ubrania i gazetę. Wiesz, musisz znaleźć sobie jaką pracę. Dzięki temu, że jesteś Aniołem masz łatwo – Naama puściła jej oczko. – Chodź zaprowadzę Cię do Twojego pokoju.

-Mam tu pokój? – zdziwiła się. Nie spodziewała się tego, że dostanie od nich tak wielką pomoc. W ogóle nie spodziewała się, że od kogokolwiek coś dostanie, więc taki obieg spraw bardzo jej przypadł do gustu.

-Owszem – pociągnęła ją za rękę w stronę pokoi. – Na pewno Ci się spodoba – zachichotała jak jakaś nastolatka. Faktycznie, przestronny pokój w ciepłych, wiosennych kolorach bardzo podobał się Lilith. Miała duże łóżko z baldachimem w kolorze zdrowej łąki, własne biurko z laptopem oraz szafki i półki z książkami. Do tego miała własną garderobę wypełnioną ciuchami i cudowną łazienkę z wielką wanną, prysznicem i lustrem, w którym mogła się przeglądać. Ściany były w kolorze mlecznej czekolady, natomiast meble miały odcień beżowy.

-Sama bym lepiej tego nie urządziła – westchnęła z zadowoleniem.

-Komuś tu udziela się ludzki klimat – zaśmiała się czerwonowłosa. – Spokojnie, da się przyzwyczaić. A więc, witamy w naszych progach. Możesz się odświeżyć i tak dalej i tak dalej – pocałowała ją w policzek i zanim dziewczyna cokolwiek powiedziała, zniknęła za drzwiami.


*


-Bill… Bill do cholery! Ocknij się! – Gitarzysta od dobrych piętnastu minut opowiadał swojemu bratu jak wpadł na pomysł z nową piosenką, a on zdecydowanie nie zwracał na niego uwagi.

-Em.. Co? Mówiłeś coś? – Jego wzrok był nieco nieobecny. Cały czas po jego głowie krążyła ta piękna Anielica, którą spotkał wczorajszego wieczoru. Była niesamowita, inna niż wszystkie kobiety jakie znał. Może dlatego, że była Aniołem, a może dlatego, że nie leciała do niego z piskiem i wrzaskiem, nie wieszała się na nim i tak naprawdę… wcale jej nie interesował.

-Uuh. Znowu myślisz o tej lasce? Co to za jedna?

-Już Ci mówiłem Tom. – Wokalista wywrócił oczami. – To moja sprawa o czym, czy też o kim myślę.

-Tak, ale jak olewasz pracę to także moja sprawa! Moja i całego zespołu!



-Nie krzycz tak – westchnął. – Mów lepiej co wymyśliłeś. Obiecuję słuchać. – Usiadł przodem do brata i wysłuchiwał tego co mówił. W rzeczywistości w jego głowie właśnie tworzył się plan, plan by odnaleźć dziewczynę, o której tak wiele myślał.

5 komentarzy:

  1. Aż trudno uwierzyć, że Gabriel to postać niebiańska, a nie chtoniczna ;)
    Odcinek super, czekam aż Bill weźmie się do roboty!

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem, że baaardzo dziwni ci aniołowie :D Nie uznałabym ich za aniołów w ogóle. Nie tylko tych co mieszkają aktualnie na ziemi, ale i tego Gabriela :D Inaczej sobie wyobrażam "dzieci" Boga xD Wgl to śmiesznie brzmi, jak ona nazywa go "tatą" ^^
    Za to nie dziwię się, że Bill nie może zapomnieć o aniele xd W końcu nie co dzień anioły spadają z nieba hahah xd Ciekawie się to wszystko prezentuje :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa, jakiż to plan wymyślił Bill, aby odnaleźć Aniołka.
    Szpital dla Aniołów? Tego się nie spodziewałam. Pewnie musi być dużo tych Upadłych, skoro stworzone zostało dla nich specjalne miejsce.
    Pisz szybko kolejny rozdział, bo znając Twoje pomysły, ten plan Billa jest szalony :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Aww, takie klimaty zawsze sprawiają, że w głowie kłębi się mnóstwo pytań. Przede wszystkim - skoro Lilith upadła, to musiał być jakiś powód... Co takiego zrobiła? Dlaczego nienawidziła Gabriela? Zawsze wydawało mi się, że złość, nienawiść i wszelkie negatywne emocje są obce boskim istotom ;). I dlaczego Stwórca nadal śledzi dziewczynę? Skoro już wywalił ją z nieba, to właściwie dlaczego tak się nią interesuje? A jeśli była ulubienicą, to musiała cholernie czymś zawinić... Grr, tyle pytań!
    To dobrze, że znalazła dla siebie dom (zazdroszczę jej szafy ciuchów!) - teraz tylko zastanawiam się, jak odnajdzie ją Bill? Bo że odnajdzie, to peewne :D.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa jestem planu naszego pana Billa, dlatego musisz jak najszybciej dodać następną część. A co do Lilith...,coś mi się zdaje, że będzie z nią dużo atrakcji. Jak trzeba nabroić, żeby zostać wygnanym? Do tego jeszcze, całe to towarzystwo na ziemi...,oj...już czuję dreszcze hihihi. Tylko gdzie tu wplątać młodszego bliźniaka? Intrygujesz kochana, nie ma co! Będzie jazda , coś tak przeczuwam, Naama-rozpusta, najlepsze przyjaciółki....oj będzie się działo..., czekam na next i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń