Gdy tylko znalazła się dalej od chłopaków i całego zgiełku spowodowanego jej upadkiem, odetchnęła z ulgą. Ból na plecach dawał jej się we znaki przez cały ten czas, ból który zabierał jej oddech, sprawiał, że miała ochotę paść na kolana i płakać. Jej serce rozpaczało po utracie skrzydeł, jednak jako anioł, nie ważne, czy upadły, musiała powstrzymać się od okazywania przy śmiertelnikach bólu i cierpienia. Teraz gdy była już sama, w końcu mogła na dobre pozwolić emocjom na przejęcie jej ciała. Jednak nie widziała jak bardzo się myliła, ona przecież nigdy nie będzie sama.
-No proszę, proszę, proszę. Czyżby ulubienica samego Boga w
końcu została ukarana? – Nagle na ziemi wylądował jeden z aniołów, prawdziwych
aniołów, takich, których nigdy żaden śmiertelnik nie zobaczy, potężny, władczy
i arogancki. Takim właśnie aniołem była też ona, właśnie… była. Przez chwile dziewczyna stała i z zazdrością patrzyła
na jego duże i piękne skrzydła, których ją pozbawiono. Mężczyzna był wysoki, a
jego długie do ziemi włosy były koloru białego. Jego ciało było muskularne, a
spojrzenie mądre i uwodzące, wyglądał jak Adonis, piękny i nieosiągalny. Tym
razem jego duże usta w kolorze dojrzałej truskawki ułożyły się w kpiący
uśmiech, który doprowadzał dziewczynę do szału.
-Co Ty tu robisz? – Jej głos był chłodny, ale opanowany. Nie
chciała przed nim pokazać tego co czuła, zwłaszcza przed nim. Był jej wrogiem
odkąd pamiętała, zawsze pakował ją w kłopoty, a potem wychodził z tego obronną
ręką. Mimo, że z nim dorastała, a sam Bóg popierał ich znajomość, ona zawsze
żywiła do niego jedynie nienawiść.
-Sprawdzam, czy dobrze trafiłaś – zaśmiał się swoim
wywyższającym śmiechem. Triumf jaki bił z jego oczy był aż oślepiający. Cieszył
się, że to nie on jest na jej miejscu. Wciąż może się cieszyć z miejsca na
górze.
-Sugerujesz, że Tata mógłby się pomylić? – Jej jedna brew
uniosła się do góry w geście zdziwienia. Znała go aż za dobrze, wiedziała, że
jest jednym z pupilków Boga, zaraz po niej. Teraz, gdy sam Pan zrzucił ją z
nieba na Ziemię, właśnie ten anioł stojący przed nią zajął jej miejsce.
-Skąd. Ale prosił mnie bym sprawdził, czy żyjesz - wzruszył
ramionami. – Mimo, że ukarał Cię najgorszą z możliwych kar, dalej jesteś w jego
sercu – westchnął udając smutek. Był niesamowicie dobrym aktorem, co ją jeszcze
bardziej w nim irytowało.
-I zawsze tam będę, Gabrielu – odparła z przesłodzonym
uśmiechem. Wiedziała, że najchętniej mężczyzna by ją zabił, ale nie mógł tego
zrobić. Był Archaniołem, największym z największych. Musiał dawać dobry
przykład i nie mógł pozwolić by emocje zawładnęły jego ciałem. Ona kiedyś też
taka była, wyniosła, arogancka… najważniejsza. Jednak teraz dużo się zmieniło.
Upadła, przez co mogła pozwolić sobie na więcej niż tam w górze. Więcej emocji,
uczuć, ludzkiego zachowania. Mimo to, nie potrafiła. Tysiące lat życia w niebie
zaraz przy Ojcu sprawiło, że nie potrafiła już zachowywać się jak człowiek,
istota ludzka. A przecież codziennie ich obserwowała, siedząc na jednej z
chmur. Ludzie ją fascynowali, lubiła ich zwyczaje, ich zachowania i to jacy
byli. Wiedziała, że długo nie zajmie jej dostosowanie się do nich, co więcej
będzie mogła wtopić się w tłum już jutro. Teraz mała stać się jedną z nich,
kolejną osobą w tym wielkim świecie, obserwowana przez aniołów. Tylko ona w
porównaniu do ludzi nie zasłużyła na swojego Anioła Stróża.
-Oh Lilith. Masz wygórowane ego. Pewnie to Cię zgubiło –
uśmiechnął się pobłażliwie. – Przekażę Ojcu, że wszystko u Ciebie w jak
najlepszym porządku. Na pewno się ucieszy – puścił jej oczko i zanim cokolwiek
zdążyła powiedzieć, wzniósł się w niebo, zostawiając za sobą lekki podmuch
wiatru. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak
bardzo była spięta. Rozluźniła dłonie, które jak się okazał cały ten czas miała
ściśnięte w pięści jakby chciała mu przyłożyć.
-Co za… uuuuh! – Mocno tupnęła nogami, starając się wyzbyć
emocji. To była najbardziej ludzka rzecz jaką mogła zrobić właśnie teraz, w tym
momencie. Czuła jak cała gotuje się ze złości i nic nie mogła na to poradzić.
Gabriel wzbudzał w niej zawsze same negatywne emocje i była prawie pewna, że
większość innych aniołów podziela jej uczucie.
,,Archanioł czy też nie, jest zarozumiałym i aroganckim dupkiem!’’
– Pomyślała nagle, czując jak powoli się uspokaja. Gdy emocje opadły, westchnęła
głośno i ruszyła dalej, zastanawiając się co dalej ma zrobić. Im dalej szła,
tym bardziej miała pewność, że nie wie co ze sobą począć. Gdyby wiedziała, że
kiedykolwiek spadnie na ziemię, przygotowałaby się bardziej i zaopatrzyła w
jakieś rzeczy, czy też pieniądze. Jak do tej pory stała na chodniku w ciemną
noc, brudna i z zaschniętą krwią, wciąż nie mając żadnego planu. Była zagubiona
w tym wielkim świecie, zagubiona i samotna, a jej osłona powoli zaczynała opadać
przez zmęczenie jakie odczuwała. ,,Cholerne człowieczeństwo już daje mi się
we znaki! Uhhh!’’ – Ta myśl była ostatnią myślą, która przebiegła przez
jej głowę zanim upadła na ziemię, całkowicie opuszczając osłonę. Od tej pory
widziała tylko ciemność.
*
Pik, Pik, Pik, Pik, Pik…
,,Niech ktoś to wyłączy zanim rozsadzę budynek! Co za
irytujący dźwięk… Co to w ogóle jest?!’’ – Gdy tylko te myśli nawiedziły jej
umysł, otworzyła oczy i niemal od razu tego pożałowała. Białe światło raziło ją
niemiłosiernie, niemal ją przytłaczając, przez co momentalnie zamknęła je z
powrotem, czując ból jaki sprawiło jej owe przebudzenie.
-Cholera! – To jedno słowo wyrwało się z jej ust, a po
chwili usłyszała poruszenie przy sobie przez co zamarła. Gdzie ona była? I jak
się tu znalazła?
-W końcu się obudziłaś. – Miły męski głos odezwał się w tym
samym momencie, w którym w jej głowie kotłowała się masa pytań. Poczuła jak jej
serce przyspiesza pracę pod wpływem strachu. Wiedziała, że jeśli znajdzie się w
szpitalu, może się to źle dla niej skończyć.
-Spokojnie, jesteś bezpieczna. – Odezwał się jakiś kobiecy
głos. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że skądś znała ten głos, gdzieś już go
słyszała. – Lilith… - cichy szept przy jej uchu, sprawił, że otworzyła szeroko
oczy i spojrzała w piękną twarz kobiety. Była niska, ale jej wyraz twarzy był
zawsze wyniosły, przez co ludzie odnosili się do niej z respektem godnym
Anioła. Jej krwistoczerwone włosy przyozdobione były czarnymi pasmami,
podkreślają jej czerwone usta i kocie oczy.
-Naama? – Jej głos był cichy i zachrypnięty, zupełnie obcy. Naama
była jedną z czterech aniołów rozpusty. Płodność i rozpusta były chlebem
powszednim zarówno u Lilith jak i u Naamy. Te dwie kobiety znały się niemal od
zawsze, dopóki czerwonowłosa nie została strącona na ziemię i ich kontakt miał
na zawsze się urwać.
-Jestem moja Lilio – zamruczała z uśmiechem, po czym
przytuliła delikatnie dziewczynę. Momentalnie dało się wyczuć radosną atmosferę
panującą w pomieszczeniu, radość i miłość.
-Lilia. Dawno nikt mnie tak nie nazywał – zaśmiała się
radośnie, odwzajemniając uścisk. Cieszyła się, że znów widzi swoją
przyjaciółkę, sprawiło to, że jej upadek nie był już taki zły.
-Wiadomo – puściła jej oczko. – Słyszałam plotki, że wielka
dziura nagle się zrobiła w parku. A potem kolejne głosy dotyczyły tego, że to
wielka i potężna Lilith. – Usiadła wygodnie na jej łóżku, wpatrując się w blondwłosą.
-Widać plotka się sprawdziła – uśmiechnęła się. – Co ja tu
robię? I gdzie jestem?
-Jesteś w Anielskim szpitalu. Prowadzonym przez Armarosa –
wskazała na mężczyznę, który wcześniej się do niej odezwał.
-Witam księżną Lilith, Największą wśród nas, Ulubienicę
samego Stwórcy – lekko się ukłonił, co wywołało lekkie zmieszanie na twarzy
kobiety.
-Nie musisz tak oficjalnie, Aramarosie – uśmiechnęła się
lekko, siadając. – Już nie jestem Jego ulubienicą jak widać. A i mój tytuł Największej
już stracił na znaczeniu – wyjaśniła mu, wstając i odłączając się od monitorów.
-Dla Nas zawsze będziesz Największą. Upadła, czy nie, wciąż
jesteś najsilniejszą z Nas. To, że już normalnie funkcjonujesz i potrafiłaś
mimo osłabienia postawić osłonę, wiele o Tobie świadczy. O Tobie i Twojej
wielkości – powiedział to patrząc na nią.
-Niech będzie. Ale proszę, mów mi Lilith. Bez tytułów –
uśmiechnęła się ciepło. – Teraz jestem tutaj – westchnęła.
-Aż ciężko w to uwierzyć – powiedziała Naama. – Musiałaś
poważnie nabroić, że trafiłaś do nas na Ziemię.
-Wiesz po sobie, że nie trzeba aż tak nabroić żeby trafić w
niełaskę – uśmiechnęła się pobłażliwie.
-Trafić w niełaskę, a zostać zesłanym na Ziemię to dwie
różne rzeczy – zauważył mężczyzna, który nagle ustał w drzwiach.
-Sartael. Jak miło Cię widzieć. – Jej oczy momentalnie
zwróciły się ku niemu, czując jak zamiera. Ten mężczyzna zawsze wzbudzał w niej
nie mały lęk, sama nie wiedziała dlaczego.
-Ciebie również. – Ukłonił się lekko, przez co jego twarz
została przysłoniono długimi, czarnymi włosami, które teraz błyszczały w
świetle dziennym jak wykonane z aksamitu.
-Zapewne – zachichotała. – Czy Wy wszyscy zebraliście się w
jednym miejscu i tu żyjecie? – spojrzała na Naamę, unosząc jedną brew do góry w
geście pytającym.
-Mniej więcej. Nie wszyscy z nas tu są, dużo porozjeżdżało
się po świecie i nie kontaktują się z nami. Grunt, że Ty tu do nas trafiłaś i
jesteś z nami.
-Jak się tu znalazłam? – Zadala kolejne nurtujące ją
pytanie, na które musiała znać odpowiedź.
-Ja Cię znalazłem. Leżałaś cała w krwi na chodniku. –
Sartael spojrzał jej głęboko w oczy, uśmiechając się uroczo.
-Ah – wyrwało jej się. – Dziękuję.
-Nie mogłem pozwolić byś tam zginęła. Albo co gorsza, by
ktoś odkrył kim jesteś. Żyjemy tu jak ludzie, pracujemy, spędzamy wakacje.
Zupełnie jak rodzina – uśmiechnął się.
-Rozumiem – zamruczała. – A więc… dziękuję Wam za pomoc. Naprawdę.
-Nie ma za co Lilith – uśmiechnął się Armaros, po czym razem
z Sartaelem wyszli z pomieszczenia, zostawiając kobiety same. Dziewczyna w tym
samym momencie pomyślała o Billu. Widział ją, widział jej upadek i wszystko
inne. Była ciekawa, czy komuś o tym opowie, chociaż była pewna, że i tak nikt
by mu nie uwierzył. Upadły Anioł w Hollywood? Tytuł dobry dla filmu.
-Mam dla Ciebie ubrania i gazetę. Wiesz, musisz znaleźć
sobie jaką pracę. Dzięki temu, że jesteś Aniołem masz łatwo – Naama puściła jej
oczko. – Chodź zaprowadzę Cię do Twojego pokoju.
-Mam tu pokój? – zdziwiła się. Nie spodziewała się tego, że
dostanie od nich tak wielką pomoc. W ogóle nie spodziewała się, że od
kogokolwiek coś dostanie, więc taki obieg spraw bardzo jej przypadł do gustu.
-Owszem – pociągnęła ją za rękę w stronę pokoi. – Na pewno
Ci się spodoba – zachichotała jak jakaś nastolatka. Faktycznie, przestronny pokój
w ciepłych, wiosennych kolorach bardzo podobał się Lilith. Miała duże łóżko z baldachimem
w kolorze zdrowej łąki, własne biurko z laptopem oraz szafki i półki z
książkami. Do tego miała własną garderobę wypełnioną ciuchami i cudowną
łazienkę z wielką wanną, prysznicem i lustrem, w którym mogła się przeglądać. Ściany
były w kolorze mlecznej czekolady, natomiast meble miały odcień beżowy.
-Sama bym lepiej tego nie urządziła – westchnęła z
zadowoleniem.
-Komuś tu udziela się ludzki klimat – zaśmiała się
czerwonowłosa. – Spokojnie, da się przyzwyczaić. A więc, witamy w naszych
progach. Możesz się odświeżyć i tak dalej i tak dalej – pocałowała ją w
policzek i zanim dziewczyna cokolwiek powiedziała, zniknęła za drzwiami.
*
-Bill… Bill do cholery! Ocknij się! – Gitarzysta od dobrych
piętnastu minut opowiadał swojemu bratu jak wpadł na pomysł z nową piosenką, a
on zdecydowanie nie zwracał na niego uwagi.
-Em.. Co? Mówiłeś coś? – Jego wzrok był nieco nieobecny. Cały
czas po jego głowie krążyła ta piękna Anielica, którą spotkał wczorajszego
wieczoru. Była niesamowita, inna niż wszystkie kobiety jakie znał. Może
dlatego, że była Aniołem, a może dlatego, że nie leciała do niego z piskiem i
wrzaskiem, nie wieszała się na nim i tak naprawdę… wcale jej nie interesował.
-Uuh. Znowu myślisz o tej lasce? Co to za jedna?
-Już Ci mówiłem Tom. – Wokalista wywrócił oczami. – To moja
sprawa o czym, czy też o kim myślę.
-Tak, ale jak olewasz pracę to także moja sprawa! Moja i
całego zespołu!
-Nie krzycz tak – westchnął. – Mów lepiej co wymyśliłeś.
Obiecuję słuchać. – Usiadł przodem do brata i wysłuchiwał tego co mówił. W
rzeczywistości w jego głowie właśnie tworzył się plan, plan by odnaleźć
dziewczynę, o której tak wiele myślał.