sobota, 31 sierpnia 2013

3. Ocalenie?


Gdy tylko znalazła się dalej od chłopaków i całego zgiełku spowodowanego jej upadkiem, odetchnęła z ulgą. Ból na plecach dawał jej się we znaki przez cały ten czas, ból który zabierał jej oddech, sprawiał, że miała ochotę paść na kolana i płakać. Jej serce rozpaczało po utracie skrzydeł, jednak jako anioł, nie ważne, czy upadły, musiała powstrzymać się od okazywania przy śmiertelnikach bólu i cierpienia. Teraz gdy była już sama, w końcu mogła na dobre pozwolić emocjom na przejęcie jej ciała. Jednak nie widziała jak bardzo się myliła, ona przecież nigdy nie będzie sama.

-No proszę, proszę, proszę. Czyżby ulubienica samego Boga w końcu została ukarana? – Nagle na ziemi wylądował jeden z aniołów, prawdziwych aniołów, takich, których nigdy żaden śmiertelnik nie zobaczy, potężny, władczy i arogancki. Takim właśnie aniołem była też ona, właśnie… była. Przez chwile dziewczyna stała i z zazdrością patrzyła na jego duże i piękne skrzydła, których ją pozbawiono. Mężczyzna był wysoki, a jego długie do ziemi włosy były koloru białego. Jego ciało było muskularne, a spojrzenie mądre i uwodzące, wyglądał jak Adonis, piękny i nieosiągalny. Tym razem jego duże usta w kolorze dojrzałej truskawki ułożyły się w kpiący uśmiech, który doprowadzał dziewczynę do szału.

-Co Ty tu robisz? – Jej głos był chłodny, ale opanowany. Nie chciała przed nim pokazać tego co czuła, zwłaszcza przed nim. Był jej wrogiem odkąd pamiętała, zawsze pakował ją w kłopoty, a potem wychodził z tego obronną ręką. Mimo, że z nim dorastała, a sam Bóg popierał ich znajomość, ona zawsze żywiła do niego jedynie nienawiść.

-Sprawdzam, czy dobrze trafiłaś – zaśmiał się swoim wywyższającym śmiechem. Triumf jaki bił z jego oczy był aż oślepiający. Cieszył się, że to nie on jest na jej miejscu. Wciąż może się cieszyć z miejsca na górze.

-Sugerujesz, że Tata mógłby się pomylić? – Jej jedna brew uniosła się do góry w geście zdziwienia. Znała go aż za dobrze, wiedziała, że jest jednym z pupilków Boga, zaraz po niej. Teraz, gdy sam Pan zrzucił ją z nieba na Ziemię, właśnie ten anioł stojący przed nią zajął jej miejsce.

-Skąd. Ale prosił mnie bym sprawdził, czy żyjesz - wzruszył ramionami. – Mimo, że ukarał Cię najgorszą z możliwych kar, dalej jesteś w jego sercu – westchnął udając smutek. Był niesamowicie dobrym aktorem, co ją jeszcze bardziej w nim irytowało.

-I zawsze tam będę, Gabrielu – odparła z przesłodzonym uśmiechem. Wiedziała, że najchętniej mężczyzna by ją zabił, ale nie mógł tego zrobić. Był Archaniołem, największym z największych. Musiał dawać dobry przykład i nie mógł pozwolić by emocje zawładnęły jego ciałem. Ona kiedyś też taka była, wyniosła, arogancka… najważniejsza. Jednak teraz dużo się zmieniło. Upadła, przez co mogła pozwolić sobie na więcej niż tam w górze. Więcej emocji, uczuć, ludzkiego zachowania. Mimo to, nie potrafiła. Tysiące lat życia w niebie zaraz przy Ojcu sprawiło, że nie potrafiła już zachowywać się jak człowiek, istota ludzka. A przecież codziennie ich obserwowała, siedząc na jednej z chmur. Ludzie ją fascynowali, lubiła ich zwyczaje, ich zachowania i to jacy byli. Wiedziała, że długo nie zajmie jej dostosowanie się do nich, co więcej będzie mogła wtopić się w tłum już jutro. Teraz mała stać się jedną z nich, kolejną osobą w tym wielkim świecie, obserwowana przez aniołów. Tylko ona w porównaniu do ludzi nie zasłużyła na swojego Anioła Stróża.

-Oh Lilith. Masz wygórowane ego. Pewnie to Cię zgubiło – uśmiechnął się pobłażliwie. – Przekażę Ojcu, że wszystko u Ciebie w jak najlepszym porządku. Na pewno się ucieszy – puścił jej oczko i zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć, wzniósł się w niebo, zostawiając za sobą lekki podmuch wiatru. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak bardzo była spięta. Rozluźniła dłonie, które jak się okazał cały ten czas miała ściśnięte w pięści jakby chciała mu przyłożyć.

-Co za… uuuuh! – Mocno tupnęła nogami, starając się wyzbyć emocji. To była najbardziej ludzka rzecz jaką mogła zrobić właśnie teraz, w tym momencie. Czuła jak cała gotuje się ze złości i nic nie mogła na to poradzić. Gabriel wzbudzał w niej zawsze same negatywne emocje i była prawie pewna, że większość innych aniołów podziela jej uczucie.

,,Archanioł czy też nie, jest zarozumiałym i aroganckim dupkiem!’’ – Pomyślała nagle, czując jak powoli się uspokaja. Gdy emocje opadły, westchnęła głośno i ruszyła dalej, zastanawiając się co dalej ma zrobić. Im dalej szła, tym bardziej miała pewność, że nie wie co ze sobą począć. Gdyby wiedziała, że kiedykolwiek spadnie na ziemię, przygotowałaby się bardziej i zaopatrzyła w jakieś rzeczy, czy też pieniądze. Jak do tej pory stała na chodniku w ciemną noc, brudna i z zaschniętą krwią, wciąż nie mając żadnego planu. Była zagubiona w tym wielkim świecie, zagubiona i samotna, a jej osłona powoli zaczynała opadać przez zmęczenie jakie odczuwała. ,,Cholerne człowieczeństwo już daje mi się we znaki! Uhhh!’’ – Ta myśl była ostatnią myślą, która przebiegła przez jej głowę zanim upadła na ziemię, całkowicie opuszczając osłonę. Od tej pory widziała tylko ciemność.


*


Pik, Pik, Pik, Pik, Pik…
,,Niech ktoś to wyłączy zanim rozsadzę budynek! Co za irytujący dźwięk… Co to w ogóle jest?!’’ – Gdy tylko te myśli nawiedziły jej umysł, otworzyła oczy i niemal od razu tego pożałowała. Białe światło raziło ją niemiłosiernie, niemal ją przytłaczając, przez co momentalnie zamknęła je z powrotem, czując ból jaki sprawiło jej owe przebudzenie.

-Cholera! – To jedno słowo wyrwało się z jej ust, a po chwili usłyszała poruszenie przy sobie przez co zamarła. Gdzie ona była? I jak się tu znalazła?

-W końcu się obudziłaś. – Miły męski głos odezwał się w tym samym momencie, w którym w jej głowie kotłowała się masa pytań. Poczuła jak jej serce przyspiesza pracę pod wpływem strachu. Wiedziała, że jeśli znajdzie się w szpitalu, może się to źle dla niej skończyć.

-Spokojnie, jesteś bezpieczna. – Odezwał się jakiś kobiecy głos. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że skądś znała ten głos, gdzieś już go słyszała. – Lilith… - cichy szept przy jej uchu, sprawił, że otworzyła szeroko oczy i spojrzała w piękną twarz kobiety. Była niska, ale jej wyraz twarzy był zawsze wyniosły, przez co ludzie odnosili się do niej z respektem godnym Anioła. Jej krwistoczerwone włosy przyozdobione były czarnymi pasmami, podkreślają jej czerwone usta i kocie oczy.

-Naama? – Jej głos był cichy i zachrypnięty, zupełnie obcy. Naama była jedną z czterech aniołów rozpusty. Płodność i rozpusta były chlebem powszednim zarówno u Lilith jak i u Naamy. Te dwie kobiety znały się niemal od zawsze, dopóki czerwonowłosa nie została strącona na ziemię i ich kontakt miał na zawsze się urwać.

-Jestem moja Lilio – zamruczała z uśmiechem, po czym przytuliła delikatnie dziewczynę. Momentalnie dało się wyczuć radosną atmosferę panującą w pomieszczeniu, radość i miłość.

-Lilia. Dawno nikt mnie tak nie nazywał – zaśmiała się radośnie, odwzajemniając uścisk. Cieszyła się, że znów widzi swoją przyjaciółkę, sprawiło to, że jej upadek nie był już taki zły.

-Wiadomo – puściła jej oczko. – Słyszałam plotki, że wielka dziura nagle się zrobiła w parku. A potem kolejne głosy dotyczyły tego, że to wielka i potężna Lilith. – Usiadła wygodnie na jej łóżku, wpatrując się w blondwłosą.

-Widać plotka się sprawdziła – uśmiechnęła się. – Co ja tu robię? I gdzie jestem?

-Jesteś w Anielskim szpitalu. Prowadzonym przez Armarosa – wskazała na mężczyznę, który wcześniej się do niej odezwał.

-Witam księżną Lilith, Największą wśród nas, Ulubienicę samego Stwórcy – lekko się ukłonił, co wywołało lekkie zmieszanie na twarzy kobiety.

-Nie musisz tak oficjalnie, Aramarosie – uśmiechnęła się lekko, siadając. – Już nie jestem Jego ulubienicą jak widać. A i mój tytuł Największej już stracił na znaczeniu – wyjaśniła mu, wstając i odłączając się od monitorów.

-Dla Nas zawsze będziesz Największą. Upadła, czy nie, wciąż jesteś najsilniejszą z Nas. To, że już normalnie funkcjonujesz i potrafiłaś mimo osłabienia postawić osłonę, wiele o Tobie świadczy. O Tobie i Twojej wielkości – powiedział to patrząc na nią.

-Niech będzie. Ale proszę, mów mi Lilith. Bez tytułów – uśmiechnęła się ciepło. – Teraz jestem tutaj – westchnęła.

-Aż ciężko w to uwierzyć – powiedziała Naama. – Musiałaś poważnie nabroić, że trafiłaś do nas na Ziemię.

-Wiesz po sobie, że nie trzeba aż tak nabroić żeby trafić w niełaskę – uśmiechnęła się pobłażliwie.

-Trafić w niełaskę, a zostać zesłanym na Ziemię to dwie różne rzeczy – zauważył mężczyzna, który nagle ustał w drzwiach.

-Sartael. Jak miło Cię widzieć. – Jej oczy momentalnie zwróciły się ku niemu, czując jak zamiera. Ten mężczyzna zawsze wzbudzał w niej nie mały lęk, sama nie wiedziała dlaczego.

-Ciebie również. – Ukłonił się lekko, przez co jego twarz została przysłoniono długimi, czarnymi włosami, które teraz błyszczały w świetle dziennym jak wykonane z aksamitu.

-Zapewne – zachichotała. – Czy Wy wszyscy zebraliście się w jednym miejscu i tu żyjecie? – spojrzała na Naamę, unosząc jedną brew do góry w geście pytającym.

-Mniej więcej. Nie wszyscy z nas tu są, dużo porozjeżdżało się po świecie i nie kontaktują się z nami. Grunt, że Ty tu do nas trafiłaś i jesteś z nami.

-Jak się tu znalazłam? – Zadala kolejne nurtujące ją pytanie, na które musiała znać odpowiedź.

-Ja Cię znalazłem. Leżałaś cała w krwi na chodniku. – Sartael spojrzał jej głęboko w oczy, uśmiechając się uroczo.

-Ah – wyrwało jej się. – Dziękuję.

-Nie mogłem pozwolić byś tam zginęła. Albo co gorsza, by ktoś odkrył kim jesteś. Żyjemy tu jak ludzie, pracujemy, spędzamy wakacje. Zupełnie jak rodzina – uśmiechnął się.

-Rozumiem – zamruczała. – A więc… dziękuję Wam za pomoc. Naprawdę.

-Nie ma za co Lilith – uśmiechnął się Armaros, po czym razem z Sartaelem wyszli z pomieszczenia, zostawiając kobiety same. Dziewczyna w tym samym momencie pomyślała o Billu. Widział ją, widział jej upadek i wszystko inne. Była ciekawa, czy komuś o tym opowie, chociaż była pewna, że i tak nikt by mu nie uwierzył. Upadły Anioł w Hollywood? Tytuł dobry dla filmu.

-Mam dla Ciebie ubrania i gazetę. Wiesz, musisz znaleźć sobie jaką pracę. Dzięki temu, że jesteś Aniołem masz łatwo – Naama puściła jej oczko. – Chodź zaprowadzę Cię do Twojego pokoju.

-Mam tu pokój? – zdziwiła się. Nie spodziewała się tego, że dostanie od nich tak wielką pomoc. W ogóle nie spodziewała się, że od kogokolwiek coś dostanie, więc taki obieg spraw bardzo jej przypadł do gustu.

-Owszem – pociągnęła ją za rękę w stronę pokoi. – Na pewno Ci się spodoba – zachichotała jak jakaś nastolatka. Faktycznie, przestronny pokój w ciepłych, wiosennych kolorach bardzo podobał się Lilith. Miała duże łóżko z baldachimem w kolorze zdrowej łąki, własne biurko z laptopem oraz szafki i półki z książkami. Do tego miała własną garderobę wypełnioną ciuchami i cudowną łazienkę z wielką wanną, prysznicem i lustrem, w którym mogła się przeglądać. Ściany były w kolorze mlecznej czekolady, natomiast meble miały odcień beżowy.

-Sama bym lepiej tego nie urządziła – westchnęła z zadowoleniem.

-Komuś tu udziela się ludzki klimat – zaśmiała się czerwonowłosa. – Spokojnie, da się przyzwyczaić. A więc, witamy w naszych progach. Możesz się odświeżyć i tak dalej i tak dalej – pocałowała ją w policzek i zanim dziewczyna cokolwiek powiedziała, zniknęła za drzwiami.


*


-Bill… Bill do cholery! Ocknij się! – Gitarzysta od dobrych piętnastu minut opowiadał swojemu bratu jak wpadł na pomysł z nową piosenką, a on zdecydowanie nie zwracał na niego uwagi.

-Em.. Co? Mówiłeś coś? – Jego wzrok był nieco nieobecny. Cały czas po jego głowie krążyła ta piękna Anielica, którą spotkał wczorajszego wieczoru. Była niesamowita, inna niż wszystkie kobiety jakie znał. Może dlatego, że była Aniołem, a może dlatego, że nie leciała do niego z piskiem i wrzaskiem, nie wieszała się na nim i tak naprawdę… wcale jej nie interesował.

-Uuh. Znowu myślisz o tej lasce? Co to za jedna?

-Już Ci mówiłem Tom. – Wokalista wywrócił oczami. – To moja sprawa o czym, czy też o kim myślę.

-Tak, ale jak olewasz pracę to także moja sprawa! Moja i całego zespołu!



-Nie krzycz tak – westchnął. – Mów lepiej co wymyśliłeś. Obiecuję słuchać. – Usiadł przodem do brata i wysłuchiwał tego co mówił. W rzeczywistości w jego głowie właśnie tworzył się plan, plan by odnaleźć dziewczynę, o której tak wiele myślał.

czwartek, 22 sierpnia 2013

2. Lilith


Szła obok niego w milczeniu, poniekąd dlatego, że nigdy nie miała do czynienia z człowiekiem, ale także dlatego, że skupiona była na leczeniu ran po skrzydłach. Czuła dziwną pustkę po ich stracie, przeszywającą i bardzo bolesną. Jej Tata może i skazał ją na życie z ludźmi, ale nie był do końca tak okrutny i zostawił jej nieco mocy, dzięki którym mogła przeżyć na ziemi. Jej długa suknia ciągnęła się po ziemi, a brud z ziemi przyklejał się do mokrego od krwi materiału, jednak teraz miała to gdzieś. Wzrok wpatrzony miała przed siebie, jakby chcąc znaleźć coś w ciemności nocy, cokolwiek co dałoby jej cień nadziei na powrót, na utwierdzenie jej w przekonaniu, że to sen bądź żart i zaraz wróci na górę.

-Nie możesz tak wyjść z parku. – Głos chłopaka idącego obok nagle odwrócił jej myśli od tego wszystkiego, przez co spojrzała na niego ze zdziwieniem malującym się w jej oczach. – Twoja suknia jest cała w krwi. – Wyjaśnił szybko, widząc jej wzrok.

-No tak. Zapomniałam, że ludzie widząc krew od razu panikują – westchnęła cicho, po czym nie czekając na jego odpowiedź otoczyła się szczelnie osłoną, dzięki której mogła uchodzić za czystą i schludną dziewczynę, spacerującą po parku. Widziała jak oczy chłopaka z każdą chwilą robią się większe, aż przybrały nienaturalny rozmiar. Nie powinna tego przy nim robić, jednak wiedziała, że nic gorszego widoku upadającego anioła nie może go bardziej zaszokować. A jednak… był tylko człowiekiem.

-Mój Boże… - szepnął patrząc na nią z niedowierzaniem. Miał ochotę uciec jak najdalej, nie mieszać się do tego i zostawić ją pośrodku parku, wrócić do normalności. Wiedział jednak, że mimo strachu, musiał zachować się jak na dżentelmena przystało.

-Typowe. Lubicie go wzywać, a on tego tak nie znosi. – W jej oczach na chwile błysnęło rozbawienie. Wiedziała co w tej chwili pomyślał jej Ojciec, jak wiedziała, że ją obserwuje.

-Serio? – Spojrzał na nią z nie małym przerażeniem. Nie chciał obrazić Jego, jednak owe stwierdzenie wśród ludzi było dość popularne i tak jak inny on go nadmiernie używał.

-Serio. Ale mów tak, zasłużył sobie – uśmiechnęła się pod nosem, po czym odrzuciła włosy do tyłu. Niedługo później oboje wyszli z parku, oświetleni lampami stojącymi przy parkingu. Dopiero teraz chłopak mógł się przyjrzeć jej dokładniej, a raczej obrazowi jaki stworzyła osłoną. Jej włosy były mniej białe, a bardziej złote, oczy wyglądały na zwyczajne niebieskie jakie widywał bardzo często. Znikł ocean, znikła noc, został po prostu kolor niebieski. Miała na sobie białą sukienkę, niczym nie wyróżniającą się z tłumu, zero czerwonej krwi, zero brudu tylko biel, czysta i anielska zupełnie jak jej właścicielka. Przez chwilę stał bez ruchu patrząc na nią osłupiały, by zaraz później złapać jej spojrzenie.

-Rozpraszasz mnie – stwierdziła z powagą. Nie lubiła gdy ktoś wlepiał w nią spojrzenia jakby była jakimś okazem w muzeum. Obserwowała zachowania ludzi od tysięcy lat i nigdy jej się nie podobało to jak mężczyźni patrzyli na kobiety. Według niej było to bardzo obraźliwe, wręcz niestosowne. Ale… w końcu pochodziła z innego świata, świata w którym nie ma czegoś takiego jak podryw, czy też miłość. To są ludzkie uczucia, których oni nie znali. Ona już nie należała do ‘ich’ świata, teraz była człowiekiem i mogła sobie pozwolić na więcej, lecz nie chciała. Przynajmniej nie od razu po ‘upadku’.

-Przepraszam – odwrócił wzrok, walcząc ze sobą by znów nie spojrzeć na jej piękne oblicze. – Po prostu… jesteś niesamowicie piękna.

-Wiem – odpowiedziała bez żadnego uśmiechu. Od zawsze mówiono jej, że jest piękna jak obrazek, jak bóstwo toteż taki komplement z ust śmiertelnika nie robiło na niej wrażenia. Zapomniała jednak, że gdy tylko odcięto jej skrzydła, sama również stała się śmiertelna. A może po prostu nie chciała o tym pamiętać, tak jak nie chciała żyć wśród ludzi. Nie bez przyczyny jej Tatulek zesłał ją właśnie w te strony, do Miasta Aniołów i Świętej Ziemi.

-Domyślam się – odparł z lekkim uśmiechem. Nagle oboje mogli zobaczyć jak w jednej chwili cały parking zalewa fala samochodów: reporterzy, dziennikarze, policja, straż pożarna, FBI. Wszyscy chcieli zobaczyć wielką dziurę, która została nagle zrobiona przy akompaniamencie głośnego huku. Wśród tych ludzi był także jeden sportowy samochód, z którego wysiadł Tom Kaulitz.

*

Wściekły odłożył telefon, po czym usiadł na swoim łóżku, przeczesując dłonią rozpuszczone, długie, kasztanowe włosy. Wiedział, że jego brat chce trochę spokoju, jednak był świadomy tego co by się stało, gdyby jakaś fanka go zobaczyła. Albo co gorsze, gdyby ktoś porwał go dla okupu!

-Kochanie, spokojnie – zgrabna dziewczyna spojrzała na swojego chłopaka, wycierając puchatym ręcznikiem swoje długie włosy. Miała na sobie jedynie bluzkę i krótkie spodenki, w których zwykła spać toteż wychodząc z łazienki, jej ciało od razu pokryła gęsia skórka. – I na litość Boską, zamknij to okno – westchnęła. Widząc jednak, że chłopak nie ma zamiaru się ruszyć, wywróciła oczami i sama zamknęła okno, przez które o tej porze wpadało dość chłodne powietrze.

-Przepraszam skarbie, ale naprawdę on mnie doprowadza do szału! Włóczy się o tej porze Bóg wie gdzie i Bóg wie z kim – powiedział to, a jego twarz ukazała jej jak bardzo jest zły. Gdyby tylko wiedział jak trafił ze stwierdzeniem, że ,,Bóg wie’’.

-Wróci, obiecał, że wróci to na pewno tego dotrzyma – usiadła obok niego i pocałowała go w skroń, która pulsowała z nerwów. Momentalnie wyraz twarzy u chłopaka stał się łagodniejszy, a oddech zwolnił. Zawsze wiedziała co powiedzieć i jak go uspokoić, za co ją naprawdę kochał. Postanowił poczekać na brata i rozmówić się z nim, jak tylko go zobaczy.

Minuty jednak mijały, stając się godziną, a Billa jak nie było tak nie było. Chłopak tym razem zamiast złości czuł również niepokój. W końcu wiedział, że brat nie zignorowałby go aż tak bardzo. Jego ukochana już dawno zasnęła, a on sam czekał na brata siedząc w salonie, z którego co chwilę zerkał na podjazd, z nadzieją, że jednak jego brat się pojawi. Po chwili wstał i wiele nie myśląc, porwał kluczyki ze specjalnego pudełka i niedługo później jechał już do Parku, po którym Wokalista uwielbiał spacerować by odsapnąć. Gdy wjeżdżał na parking czuł się okropnie, a niepokój o brata wzrósł w nim maksymalnie. Od razu miał przed oczami ciało brata znalezione gdzieś w krzakach, samotne i zmasakrowane. Zadrżał, odganiając z głowy owe myśli, po czym wysiadł z samochodu, wypatrując z tłumów tej jednej osoby. Gdy odnalazł wzrokiem wysokiego blondynka poczuł niesamowitą ulgę i radość, że go widzi. Czyli jednak jego braciszek był cały i zdrowy. Nie zwracając uwagi na dziewczynę stojącą obok Billa, podszedł do niego i najzwyczajniej w świecie go przytulił. Tak jak często robili, braterski uścisk, gdy jeden miał złe przeczucia dotyczące drugiego.

-Też się cieszę, że Cię widzę? – Zaśmiał się Bill, gdy w końcu jego brat go puścił z żelaznego uścisku.

-Gdy zobaczyłem te wszystkie samochody myślałem, że… - urwał, spuszczając wzrok. Nawet nie mógł wypowiedzieć tego co miał w głowie.

-Spokojnie Tom – Bill uśmiechnął się do brata. – Jak widzisz, wszystko jest w porządku. A to zgromadzenie to… hm.

-Coś spadło i zrobiło wielką dziurę. Badają to. – Blondynka od razu odezwała się, ratując chłopaka. I w tym momencie Gitarzysta w końcu ją zauważył. Przeniósł na nią swoje brązowe oczy i bezczelnie taksował ją wzrokiem, w którym malowało się zaskoczenie pomieszane z uznaniem i podziwem.

-Kim jesteś? – Zapytał po chwili, uśmiechając się do kobiety. Musiał przyznać, że była niesamowicie piękna. Jej drobne ciało pięknie współgrało z długimi włosami i zwiewną sukienką.

-Lilith. Spotkałam Twojego brata i się zagadaliśmy – odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech. Wystarczyło jej, że jeden człowiek wiedział o niej prawdę. Reszta musiała myśleć, że jest zwykłą dziewczyną.

-Ah. To Ciebie muszę obwinić za jego długi spacerek – zaśmiał się. – Miło Cię poznać Lilith. Jestem Tom, brat tego tutaj – wskazał głową na blondyna, który udawał, że nie słucha ich rozmowy. I zaiste tak było, stał i ukradkiem zerkał na kobietę, która właśnie rozmawiała z jego bliźniakiem.

-To prawda. Możesz zwalić winę na mnie. – Kobieta również się zaśmiała, po czym spojrzała na fotoreporterów, którzy zaczęli robić im zdjęcia. – Lepiej uciekajcie. I tak mają o czym pisać w gazetach.

-A, tak! David nas zabije! – Tom od razu pomyślał o ich managerze. Już teraz wiedział, że mężczyzna ich zabije za te zdjęcia. – Już widzę te nagłówki w gazetach – westchnął.

-Dlatego jedźcie – uśmiechnęła się i już chciała odejść, gdy poczuła chude, długie palce wokół swojego nadgarstka. Spojrzała na Wokalistę, unosząc jedną brew wyżej w geście pytającym. Jak śmiał ją dotykać! Wiedząc KIM JEST!

-Masz gdzie spać? – Zapytał, od razu zabierając dłoń i chowając ją do kieszeni. Ten gest był całkowicie spontaniczny. Wciąż jednak czuł jej chłodną, ale delikatną jak aksamit skórę.

-W sumie to… - zastanowiła się chwilę - chyba nie. Ale dam radę – dokończyła. Tak naprawdę nie miała pojęcia co zrobić. Nie miała ani pieniędzy, ani pomysłu na to, gdzie się zatrzyma.

-To może u nas? – Bill nie zważając na stojącego obok Gitarzystę, podszedł bliżej kobiety. Wiedział, co jego brat myśli właśnie w tej chwili, ale nie chciał jej mieć na sumieniu.

-Nie. Dziękuję, ale nie. Dam radę – uśmiechnęła się. – Miło było Was poznać – dodała z uśmiechem, po czym odeszła, znikając w ciemności nocy.

-Wow – Tom tylko tyle zdołał powiedzieć. W pewnej chwili zobaczył, że jego brat rusza za dziewczyną, więc zatrzymał go i pociągnął do samochodu. – Powiedziała, że da radę. Więc zostawmy ją i idziemy.

-Nic nie rozumiesz… - mruknął Bill, wsiadając do sportowego pojazdu.

niedziela, 18 sierpnia 2013

1. Upadek



Wysoki i chudy mężczyzna szedł właśnie po opustoszałym parku, wciąż myśląc o minionym dniu, który już się kończył. Mimo ciemności jaka nastała, dalej miał na nosie ciemne okulary, a kaptur doszczętnie zasłaniał jego długie blond włosy. Nie mógł sobie pozwolić na to, by ktoś go rozpoznał, nie dzisiaj. Wszyscy, który go znali, wiedzieli, że od dłuższego czasu coś go dręczy, coś z czym sam sobie nie radził, a jednocześnie nie chciał pomocy kogokolwiek z przyjaciół. Nawet jego brat nie mógł mu pomóc i nie potrafił, ta samotność, ta pustka jaka go ogarnęła była tylko i wyłącznie jego winą. Stawiał bardzo wysokie wymagania i mało, która dziewczyna mogła im sprostać. Ale nie mógł inaczej, był wielką gwiazdą, miał miliony fanek jak i miliony na koncie. Nie mógł więc zaufać pierwszej, lepszej pannie jaka pojawiła się w jego życiu. Westchnął ciężko i włożył dłonie do kieszeni. Mimo wszystko, nienawidził samotności. Był towarzyską osobą i brak pokrewnej duszy bardzo go wyniszczał. Z każdym dniem czuł, że ma dość tego wszystkiego, chciałby zapaść się pod ziemię i czekać aż ktoś go odnajdzie, ktoś kto będzie rozświetlał jego dni, kto da mu to czego on sam pragnie i czego sam chciałby komuś dać. Nagle jego komórka rozdzwoniła się, zakłócając cichy park melodią. Wzdrygnął się, wyrwany z własnych rozmyślań, po czym wyjął telefon i przeczuwając, kto dzwoni, odebrał:

-Nie możesz dać mi chwili pokoju? – Jego głos był lekko zachrypnięty. Nie miał ochoty na rozmowę, nawet jeśli osobą dzwoniącą był jego brat bliźniak.

-Bill, do cholery! Jest noc! Wracaj natychmiast zanim naprawdę stanie się coś złego! – Głos należący do Toma Kaulitza, sławnego gitarzysty wcale nie był spokojny i opanowany.

Blondwłosy mężczyzna mógł poczuć jak jego ciało reaguje na ten ostry ton, który zawsze doprowadzał go do istnej furii.
-Tom, zamknij się! – Powiedział spokojnie, mimo, że czuł jak całe jego ciało spina się z nerwów. – Jestem dorosły! Mogę sobie wychodzić, gdzie chcę i kiedy chcę!

-Oh, czyś Ty kompletnie zwariował?! Naprawdę się prosisz o kłopoty – stwierdził starszy Kaulitz, już jakby spokojniej. – Wracaj lepiej. Mam dość Twoich humorków i ciągłego uciekania. Nie chcę żeby ktoś Cię porwał. – Powiedział to, a w jego głosie dało się usłyszeć smutek jaki go ogarnął. Bolało go to, że jego brat cierpi, a on nie mógł pomóc, ale wiedział, że co by to nie było jego młodszy brat sam sobie świetnie poradzi. Jak zawsze z resztą. Nie czekając na odzew ze strony brata dodał jeszcze jedno. – Wróć, bo inaczej sam po Ciebie przyjadę – rozłączył się, przez co Wokalista mógł usłyszeć długie pikanie w komórce.

Wiedział, że Tom miał rację, nie powinien wychodzić o tej porze i to bez ochroniarza. Jednak on sam miał dość tego trzymania go w klatce, chciał wychodzić bez troski o to, że ktoś może go porwać, bądź że pseudo fanki go otoczą i nie będzie mógł im uciec. Wiedział jednak, że stając się sławnym, jego życie prywatne ucierpi i już nigdy nie będzie takie samo. Po raz kolejny tego wieczoru westchnął ciężko, po czym odwrócił się na pięcie i już miał kierować się do wyjścia z parku, gdy zobaczył oślepiająco białe światło, spadające z nieba. Sam zaczął jak zahipnotyzowany wpatrywać się w owe światło, czując jak jego serce znacznie przyspiesza pracę. Całe ciało podpowiadało mu, że powinien uciekać od tej kuli lecącej wprost na park, jednak jego nogi odmówiły posłuszeństwa. Stał, wpatrzony w to lecące coś, jakby całkowicie przejęło kontrole nad jego umysłem. W momencie, gdy parę sekund później, wielka kula światła zetknęła się z ziemią, usłyszał głośny huk, a ziemia pod jego stopami zadrżała, wytrącając go z równowagi, przez co upadł na twardy chodnik. Gdy kula zbliżała się do ziemi, miał wrażenie, że zobaczył nie coś, a kogoś spadającego z nieba. Ale przecież to niemożliwe, by ktoś spadł z nieba w towarzystwie takiego mocnego światła. Jednak ciekawość zwyciężyła, musiał zobaczyć co to takiego. Powoli podniósł się z ziemi i ruszył w stronę dziury jaką zrobiło uderzenie. Wciąż unosił się nad ziemią dym, spowodowany zetknięciem ognia z zimnym podłożem, po którym stąpał. W Hollywood, gdzie był, było ciepło, jednak niektóre wieczory były dość chłodne, co bardzo mu odpowiadało. Mógł spokojnie brać bluzę z kapturem i znikać na mieście wraz ze swoimi myślami, które teraz wyparowały daleko. Podchodząc do dziury głos rozsądku podpowiadał mu, że powinien uciekać, oprzeć się pokusie i odejść, zanim cokolwiek zobaczy. On sam nie chciał uciekać, chciał nakarmić swoją ciekawość i zobaczyć co też widział parę chwil temu. W końcu znalazł się przy otworze, ale to co ujrzał sprawiło, że zamarł w bezruchu, wydając z siebie cichy okrzyk zdumienia. Kawałek przed nim leżała kobieta, domyślił się, gdyż miała na sobie białą sukienkę, która teraz była ciut podwinięta, pokazując mu jej nogi. Jej długie blond włosy rozwiane były dookoła, a tył pleców umorusany był w krwistoczerwonej cieczy. Jeszcze nie wiedział na co patrzy, ale widział dwie długie rany na plecach. To właśnie z nich toczyła się krew, sprawiając, że śnieżnobiała suknia kobiety zmieniała się w szkarłatną czerwień. Nagle drobna postać poruszyła się, wydając z siebie ciche jęki. Gdy po dłuższej chwili wstała, lekko się chwiejąc, poczuł jak jego serce zamiera w bezruchu zupełnie jak on sam. Obserwował ją jakby była boskim obrazem. Jej niemal białe włosy, które były rozrzucone dookoła jej głowy, teraz opadły ukazując się w pełnej okazałości. Loki jakie miała niemal do ziemi, przysłoniły jej twarz, gdy lekko zgarbiona stała, utrzymując równowagę. Już chciał coś powiedzieć, poruszyć się, gdy nagle zobaczył jak kobieta upada na kolana i wznosi oczy ku górze, krzycząc coś w nieznanym mu języku. Widział jak złote łzy płyną po jej jasnej skórze laleczki, malinowe usta co chwile rozchylają się, by wydać z siebie zdania, które tylko ona wiedziała co oznaczają. Wpatrywał się w nią jak zaczarowany, obserwując jednocześnie jak białe, puszyste pióra latają dookoła prowadzone przez lekki wietrzyk. W tym momencie jego serce zaczęło bić, a sam zaczął analizować sytuację. Poruszał niemo ustami, a gdy kobieta w końcu go zauważyła, poczuł jak przeszył go dreszcz. Spojrzał w jej oczy, w których ujrzał ocean. Mógł przysiąc, że widział rozszumiane fale w jej tęczówkach, ale wiedział, że nikt by mu nie uwierzył. Patrząc tak na nią, zdał sobie sprawę na kogo tak naprawdę patrzy.

,,Anioł’’

To jedno słowo przemknęło mu przez głowę, gdy niepewnie zbliżał się do niej. Czuł, że jego ciało drży z emocji jakie wzbudziło w nim to zdarzenie i ta nieznajoma.

-Jak się czujesz? – Zapytał, dopiero po chwili zdając sobie sprawę jak głupie było to pytanie skierowane do Anioła. Ale… skoro jest aniołem, to gdzie są jej skrzydła?! Rozejrzał się, jednak jedyne co zobaczył to pełno piór, które latały dookoła. Kobieta również przeniosła na nie wzrok, a jej oczy zrobiły się niemal tak granatowe jak niebo nocą. Jej twarz, która dotąd była wręcz anielska, teraz stała się twarda. Rysy się wyostrzyły, a przy granatowych oczach wyglądała jak demon, a nie anioł. Obserwował ją wbity w ziemię, jeśli do tej pory się nie bał, teraz widząc ją, strach sparaliżował go całego.

,,Jak można być tak pięknym, a zarazem tak przerażającym?!’’

-Wiesz, z kim masz do czynienia? – Jej głos był niczym aksamit pieszczący ciało od wewnątrz. Delikatny, zmysłowy i nieziemsko kobiecy. Jej twarz złagodniała i znów przypominała tą zrozpaczoną i przerażoną dziewczynę, która nie tak dawno klęczała, płacząc w niebogłosy.

-Ch… Chyba tak – wymamrotał, patrząc na nią wielkimi oczami. Szybko jednak się opanował i podszedł bliżej.

-Gdzie jestem? – Tym razem jej głos zadrżał. Niesamowite jak w jednej chwili można się tak zmieniać. Oczy dziewczyny znów były niebieskie jak morze, a postawa lekko przygarbiona.

-Em… W Hollywood. – Powiedział, stając przy niej. Ze zdziwieniem zauważył, że kobieta jest od niego niższa, była niesamowicie krucha i drobna. Zdawało mu się, że zaraz ta piękność rozleci się na kawałki i pozostanie tylko w jego głowie, wspomnieniu tej nocy, która miała być dla niego samotna. Bo przecież był samotny, nie miał drugiej połówki jak jego brat, czego mu bardzo zazdrościł, bo to on marzył zawsze o znalezieniu tej jedynej.

-Tak, a gdzieżby indziej – prychnęła, wywracając oczami. – Tatulek ma niesamowite poczucie humoru – dodała pod nosem.

-Tatulek? Że w sensie… - wskazał na niebo, czując jakiś dziwny ucisk w żołądku.

-Tak. Dobrze myślisz – odpowiedziała, prostując się. – Aaah! – Krótki krzyk wyrwał się z jej ust, gdy poczuła ból spowodowany ranami na plecach.

-Musisz z tym jechać do szpitala! – Wokalista nagle zdał sobie sprawę z tego, jak poważnie dziewczyna jest zraniona. Że też wcześniej o tym zapomniał!

-Nie! Nie zrozumieją. Samo się zagoi – powiedziała, wypuszczając powietrze. – W ogóle to jestem Lilith