środa, 6 listopada 2013

6. Człowieczeństwo



Pierwszy raz od długiego czasu uśmiechała się tym uśmiechem. Gdyby ktoś jej kiedyś powiedział, że upadnie i będzie człowiekiem wyśmiałaby go, lecz teraz… siedziała przy toaletce i rozczesywała niemal białe włosy i uśmiechała się do swojego odbicia. Wyglądała o wiele młodziej, a jej oczy przypominały morze w ciepłych krajach, lazurowe i czyściutkie nie zakłócone żadnym sztormem, czy też brudem.
-Dawno nie widziałem u Ciebie tak pięknego koloru. – Lilith spojrzała na mężczyznę, który z szelmowskim uśmiechem opierał się o framugę i ją obserwował. Uśmiechnęła się lekko, wywracając oczami, po czym z powrotem przeniosła wzrok na swoje odbicie.
-Od kiedy zwracasz uwagę na kolor moich oczu, Sartaelu? – przejechała szczotką po całej długości swoich aksamitnych włosów.
-Lilith – powiedział miękko, obserwując ją.
,,Coś podobnego. To on jednak ma uczucia.’’ – przemknęło jej przez głowę zanim spojrzała w jego oczy.
-To ma coś wspólnego z tym… człowiekiem? – podszedł bliżej niej.
-Może – uśmiechnęła się. – Chciałeś czegoś?
-Porozmawiać? – zawahał się. Po chwili jednak opamiętał się i znów uśmiechnął się swoim czarującym uśmiechem, biorąc jednocześnie szczotkę z jej delikatnej dłoni.
-Od kiedy Ty chcesz ze mną rozmawiać? – jedna jej brew powędrowała do góry ukazując jej zdziwienie.
-No wiesz co? – zaśmiał się, po czym odwrócił ją przodem do lustra i zaczął rozczesywać jej włosy. Zawsze miał do niej słabość. Odkąd pamiętał, Lilith wywoływała w nim nieznane mu wcześniej uczucia. Gdy zobaczył ją wtedy nieprzytomną, we krwi… na ziemi, myślał że serce wyskoczy mu z piersi, a to wszystko to jakiś jego sen, halucynacja. Jednak mając ją na rękach i niosąc do Azylu, wiedział, że to nie sen, a białowłosa naprawdę upadła.
-Sartael, wszyscy wiedzą, że nie jesteś rozmownym Aniołem. – zachichotała, pozwalając mu na czesanie jej. – Przyznaj się, po co przyszedłeś – patrzyła na jego odbicie w lustrze.
-Z tym człowiekiem to Ty tak na poważnie? – wypalił nagle, uparcie wpatrując się w jej włosy.
-Nie wiem – wzruszyła ramionami, po czym uśmiechnęła się lekko na wspomnienie ich wczorajszej kawy.

Siedzieli w kawiarni od dobrej godziny, rozmawiając, śmiejąc się i dyskutując. Chłopak z każdą chwilą był coraz bardziej zdziwiony zmiany jaka zaszła w tej boskiej istocie. Tak ją często nazywał w myślach, nie anioł, bo skoro upadła to nim nie była, ale spokojnie mógł ją nazwać boską istotą.
-Coś się zmieniło – powiedział nagle, uśmiechając się lekko. Przez godzinę wpatrywał się w nią, chłonąc jej widok i podziwiając jej piękno. Bo była piękna, jej jasne niemal białe włosy dzisiaj zaplecione były w bardzo długi warkocz, przez co dziewczynka siedząca w pomieszczeniu nazwała ją już na wejściu ,,Roszpunką’’, wywołując ciche chichoty wśród ludzi. Sama zainteresowana uśmiechnęła się do małej istotki przyznając, że też lubi tą postać z Disney’owskiej produkcji, na co dziewczynka spojrzała na nią wielkimi oczami i pisnęła radośnie. Lilith zaśmiała się dźwięcznie z takiego wybuchu radości u tak małej osóbki, po czym pogłaskała ją po główce i zajęła z Billem stolik przy oknie. Tym razem jej zgrabne ciało nie było schowane za zakrwawioną suknią, przez co spokojnie mógł zauważyć, że w opiętych jeansach jej nogi są niesamowicie zgrabne, a koszula eksponuje jej niemały biust.
-Dlaczego tak sądzisz? – poprawiła niesforną grzywkę, by odkryć błękitne oczy. Odkąd uratowała go przed pędzącym samochodem, czuła się inaczej. Jakby jej upadek i prorocze sny miały jakiś cel, tak jakby spotkanie tego chłopaka było w stu procentach zaplanowane, a jej drogi Ojczulek od początku wiedział jak sprawy się potoczą.
-Jesteś radosna, śmiejesz się – zauważył, opierając się wygodnie o oparcie krzesła i nie spuszczając z niej wzroku. Podczas ich pierwszego spotkania był w szoku, nie mówił za dużo i bał się nawet na nią spojrzeć. Teraz, gdy widział ją po tak długim czasie, a do tego w tak ludzkiej postaci, nie bał się utrzymać z nią kontakt. Poza tym, Lilith najwidoczniej zaczęła się przystosowywać do tego świata i nie krzywiła się ze złości na jego spojrzenia i uśmiechy, a nawet na to co powiedział. Była równa z nim, przynajmniej tak pozwalała mu myśleć.
-To źle? – uniosła jedną brew wyżej, uśmiechając się figlarnie. Bill poczuł jak w jego brzuchu zaczyna szaleć stado motyli, a całe ciało przeszedł dreszcz.
-Nie. Oczywiście, że nie. Tylko… zastanawiam się, co wpłynęło na Twoją zmianę. Ostatnim czasem jak się widzieliśmy…
-Nie byłam sobą – przerwała mu. – Dużo się wtedy działo i musiałam dojść do siebie. Poza tym, nie spodziewałam się, że ktoś mnie zobaczy. Ale było, minęło – wzruszyła ramionami. – Teraz staram się wpasować w otoczenie.
-Co się z Tobą działo tamtego dnia? - To pytanie dręczyło go odkąd się z nią rozstał tamtej nocy. Długo kłócił się z bratem o to, że nie powinni jej tak zostawiać samej sobie.
-Naprawdę chcesz wiedzieć? – musiała przyznać, że zdziwiło ją to pytanie. Nie sądziła, że chłopak mógł się interesować tym, co się z nią stało po ich pożegnaniu. Najgorsze było to, że sama do końca nie wiedziała, co takiego się działo.
-Inaczej bym nie pytał – uśmiechnął się. – Zastanawiałem się po prostu, czy poradziłaś sobie. Sądzę, że przez ten szok pozwoliłem Ci odejść. Teraz wiem, że zostawienie Cię tam samej i to w dodatku rannej, nie było najlepszym pomysłem.
-Bardzo dobrze postąpiłeś – zamieszała łyżeczką w resztce kawy jaka jej została. – Nie chciałam narażać Ciebie i Twojego brata na niebezpieczeństwo.
-Jakie niebezpieczeństwo? Przecież Ty ledwo stałaś na nogach!
-To nie takie proste… - westchnęła. Było jej ciężko, jako że wiedziała, że nie może powiedzieć mu za wiele. A jednocześnie tak bardzo chciała mu wszystko wyznać, podzielić się swoimi tajemnicami. – Nie powinieneś mnie widzieć, rozmawiać ze mną… w ogóle przebywać koło mnie tamtego dnia. Upadający Anioł jest niebezpieczny dla ludzi – spuściła wzrok.
-Ale jednak nic mi się nie stało – zauważył, wpatrując się w nią hipnotyzującymi oczami, przez co czuła się dziwnie skrępowana. Był jedynym człowiekiem, który potrafił wzbudzać w niej takie emocje, co ją intrygowało, ale jednocześnie przerażało. Nie rozumiała jeszcze wielu rzeczy, lecz miała nadzieję, że w końcu zrozumie wszystko i będzie mogła spokojnie mieszkać wśród ludzi.
-Nie umiem Ci tego wytłumaczyć – uśmiechnęła się delikatnie. – Wracając do Twojego wcześniejszego pytania, znaleźli mnie... – zastanowiła się chwilę - … moi znajomi. Opatrzyli rany, dali dach nad głową. Więc jak widać już jest wszystko dobrze, nie krwawię, normalnie chodzę.
-To dobrze. Miałaś szczęście – uśmiechnął się z wyraźną ulgą. – Dalej nie wiem jak to się stało, że się tak nagle pojawiłaś i mnie uratowałaś.
-Przypadek? – spojrzała mu w oczy. Mimowolnie przed jej oczami znów stanął obraz jej wizji, gdy chłopak leżał pod jej nogami cały we własnej krwi, martwy. Całą sobą starała się powstrzymać ciało od zdradzenia mu czegokolwiek, co właśnie zobaczyła. – Tak po prostu miało być. Spacerowałam, zobaczyłam Ciebie, a później widziałam pędzący na Ciebie samochód. Zareagowałam instynktownie – wzruszyła ramionami jakby naprawdę nic wielkiego się nie stało, a przecież uratowała życie samemu Wokaliście sławnego zespołu.
-Masz dobry instynkt – zaśmiał się cicho.
-Na to wygląda – dołączyła do niego.
Po kolejnej godzinie, podczas której wypili po jeszcze jednej kawie, w końcu musieli się rozstać.

-Lilith, powiedz coś w końcu! – oburzył się, widząc jej rozmarzony wzrok. Od 5 minut próbował się z nią dogadać, co niezmiernie go irytowało.
-Wybacz. Mówiłeś coś? – spojrzała na niego z przepraszającym wyrazem twarzy.
-Czy planujesz się z nim znów spotkać? – odłożył szczotkę, przybierając poważny wyraz twarzy.
-O co Ci chodzi? – westchnęła, wstając. Miała dość jego podchodów i mimo całej swojej sympatii do niego, zaczynał ją irytować.
-Lilith! Dobrze, że Cię zastałam w dooooo… - Naama wparowała nagle do jej pokoju, po czym widząc Sartaela zacięła się, wpatrując się w nich z szokiem wymalowanym na jej twarzy.
-Co chciałaś? – uśmiechnęła się do przyjaciółki, jednak widząc, że ta nie ma zamiaru na razie jej odpowiedzieć, roześmiała się głośno. – Chyba biedna nie spodziewała się Ciebie tutaj – puściła oczko do mężczyzny, uśmiechając się pod nosem.
-Na to wygląda – zaśmiał się. – Porozmawiamy później – dodał, po czym uśmiechnął się do niej swoim najpiękniejszym uśmiechem, a następnie wyszedł.
-Boże, co to było? – jęknęła czerwono-włosa, odzyskując nagle mowę. – On Cię podrywa! – pisnęła. W tym momencie dla Lilith było jasne, jej przyjaciółka stała się stuprocentowym człowiekiem. Zaśmiała się do siebie na tę myśl i wzruszyła lekko ramionami, kierując się do garderoby. – Lilith!
-No co? – zaśmiała się. Całe to podekscytowanie ze strony Naamy bardzo ją śmieszyło, była w tym tak bardzo podobna do ludzi. – Nie poznaję go. Zrobił się taki…
-…ludzki? – uśmiechnęła się lekko, opanowując nagle swoje emocje i znów przypominając dawnego anioła. – Każdy z nas tak ma i będzie miał. Jesteśmy ludźmi, żyjemy wśród ludzi, więc to nieuniknione. A Sartael, cóż… dopiero z Twoim pojawieniem się zaczął tak naprawdę upodabniać się do ludzi – usiadła na fotelu w kącie, patrząc za przyjaciółką, która krzątała się po garderobie.
-Serio? – kobieta wychyliła się z pomieszczenia, patrząc na nią ze zdziwieniem.
-Serio. Gdybyś go widziała, gdy wniósł Cię tutaj. Jak nie on! Myślałam, że zaraz sam nam tu padnie – odparła z uśmieszkiem.
-Myślisz, że on coś do mnie czuje?
-Tak sądzę. Widać to po nim. Poza tym… wczoraj jak wróciłaś i palnęłaś, że widziałaś się z Billem i było super to myślałam, że zaraz Sartael wyjdzie i gołymi rękami ukatrupi Twojego sławnego pana – roześmiała się wstając.
-Wow. To nieźle. Nie zwróciłam uwagi – zaśmiała się, po czym znów zniknęła w głębi pomieszczenia, a po chwili wyszła ubrana w zwiewną, fiołkową sukienkę. – A co chciałaś, że tak wparowałaś?
-A! Właśnie! Mamy zaproszenie na imprezę charytatywną – ruszyła do drzwi.
-Co? Jak to?
-Normalnie. Wiesz, mieszkamy tu już trochę, jesteśmy bogaci, więc nas zapraszają na takie różne dziwne imprezki – zaśmiała się. – Pomysł Amy.
-No tak, a kogóż by innego – uśmiechnęła się. – Lubi opiekować się i służyć, to całkiem pasuje do tego aniołka – zachichotała.
-A więc właśnie. Także jutro mamy misję: ZAKUPY!
-Jasne. A kiedy ta gala?
-Za dwa dni. Więc mamy jutro cały dzień na wynalezienie pasujących dla nas sukni. Może Sartael Ci będzie towarzyszył? – poruszała brwiami z cwanym uśmieszkiem, po czym uciekła ze śmiechem przed lecącą w jej stronę poduszką.
-Tak, Sartael. Też mi coś – pokręciła głową z uśmiechem, po czym sama skierowała się do wyjścia z pokoju.

*

-Ona jest cudowna. Taka śliczna, kochana, miła. – Wokalista chodził po ich studyjnym salonie, wzdychając co chwilę do swoich wspomnień i nie zwracając uwagi na to, że jego brat w ogóle nie podziela jego entuzjazmu.
-Podczas, gdy Ty się świetnie bawiłeś, ja umierałem ze strachu! I wszyscy już wiemy jaka ona jest boska, więc możesz przestać – mruknął, wpatrując się w niego.
-Przeprosiłem Cię za to – westchnął. – Naprawdę nie miałem jak Ci powiedzieć, że wszystko ok. – uśmiechnął się przepraszająco, siadając obok bliźniaka. – To się działo tak szybko, telefon mi się rozbił, a potem zobaczyłem ją i…
-… i zapomniałeś, że Twój brat bliźniak słyszał całe to zdarzenie, dopóki nie usłyszał huku i zerwało połączenie – wzdrygnął się na samą myśl o tym, co wczoraj przeżywał. Mimo to, widząc Billa całego i zdrowego poczuł wielką ulgę.
-Wiem, że napędziłem Ci stracha. Ale patrz, jestem cały. Nic mi nie jest właśnie dzięki NIEJ – zaznaczył z błogim i rozmarzonym uśmieszkiem, na co Tom mimowolnie się zaśmiał.
-Tak, tak. I pomyśleć, że wystarczył taki przypadek abyś mógł ją znów zobaczyć. Szkoda tylko, że zapomniałeś o jej numerze – uśmiechnął się pod nosem.
-O cholera! – Bill zerwał się z krzesła i spojrzał na brata z przerażeniem. – Zapomniałem! – jęknął ponownie opadając na kanapę z załamaną miną.
-Więc właśnie... Nie łam się, jak nie ta to inna – poklepał go po plecach i wstał, by po chwili zniknąć z pomieszczenia.
-Jasne – mruknął. – Tylko ja nie chcę innej. Chcę ją – westchnął przeczesując dłonią włosy. Ponownie zaczął zastanawiać się, jak wyjść z tej beznadziejnej sytuacji, gdy nagle jego wzrok padł na leżące na stole zaproszenie. Wziął je do ręki i przez chwilę odleciał myślami do imprezy organizowanej z okazji chorych dzieci.
,,Czy to nie na takich imprezach najbardziej potrzebne są anioły?’’ – pomyślał i niemal od razu zaśmiał się ze swoich myśli. Napił się wody i po chwili dołączył do reszty zespołu, pozostawiając zaproszenie na poprzednim miejscu.

**********************************************

CDN.

4 komentarze:

  1. Cieszę się, że dodałaś ten odcinek! Nie mogłam się doczekać czegoś nowego tutaj! :)
    Rozdział świetny! Może jednak Lilith i Bill spotkają się jeszcze? Mam ogromną nadzieję, że ta impreza charytatywna to ważne wydarzenie... :D
    Czekam na kolejny odcinek niecierpliwie!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak Bill, dobrze kombinujesz! Tylko nie zapominaj, że Twój aniołek jest upadły xd Swoją drogą zauważyłam, że Twoi Billowie, w sensie w oby dwóch opowiadaniach, bardzo szybko się zakochują xD Miłość od pierwszego wejrzenia ahh, słodko xd No i jak Bill się uprze, to nie ma mocnych xd Myślę, że on celowo nawet będzie chciał spowodować wypadek, żeby tylko jakimś cudem Jego aniołek go ponownie uratował :D No i biedny Tomuś mój słodki, kochany, zatroskany skarbulek :( buu, nie rób tak więcej Ty egoistyczny, zadufany w sobie Billosławie, co myślisz tylko o cyckach anioła! ;(
    Tak... To czekam na kolejny odcinek xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapomniał numeru? Cały Bill! Cieszę się, że jest go trochę więcej w tym odcinku, ale mimo wszystko spodziewałam się czegoś innego po tej ich rozmowie w kawiarni.
    Wybacz za ten lakoniczny komentarz, ale nie mam czasu, żeby napisać coś sensownego. Pozdrawiam i życzę weny, która chwilowo cię opuściła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Napisałabym, że to podłe z Twojej strony, kazać czytelnikom tak długo czekać, ale w sumie sama nie jestem lepsza :P. Typowy Bill - nierozgarnięty, zapatrzony w przestrzeń, rozmarzony i gubiący najważniejsze informacje. Chyba nie muszę pisać, że Sartael jest zupełnie zbędny, jakkolwiek byłby człowieczy, a Lilith i Bill spotkają się na gali charytatywnej? :D

    OdpowiedzUsuń