Pierwszy raz od długiego czasu
uśmiechała się tym uśmiechem. Gdyby
ktoś jej kiedyś powiedział, że upadnie i będzie człowiekiem wyśmiałaby go, lecz
teraz… siedziała przy toaletce i rozczesywała niemal białe włosy i uśmiechała
się do swojego odbicia. Wyglądała o wiele młodziej, a jej oczy przypominały
morze w ciepłych krajach, lazurowe i czyściutkie nie zakłócone żadnym sztormem,
czy też brudem.
-Dawno nie widziałem u Ciebie tak pięknego koloru. – Lilith
spojrzała na mężczyznę, który z szelmowskim uśmiechem opierał się o framugę i
ją obserwował. Uśmiechnęła się lekko, wywracając oczami, po czym z powrotem
przeniosła wzrok na swoje odbicie.
-Od kiedy zwracasz uwagę na kolor moich oczu, Sartaelu? –
przejechała szczotką po całej długości swoich aksamitnych włosów.
-Lilith – powiedział miękko, obserwując ją.
,,Coś podobnego. To on jednak ma uczucia.’’ – przemknęło jej
przez głowę zanim spojrzała w jego oczy.
-To ma coś wspólnego z tym… człowiekiem? – podszedł bliżej
niej.
-Może – uśmiechnęła się. – Chciałeś czegoś?
-Porozmawiać? – zawahał się. Po chwili jednak opamiętał się
i znów uśmiechnął się swoim czarującym uśmiechem, biorąc jednocześnie szczotkę
z jej delikatnej dłoni.
-Od kiedy Ty chcesz ze mną rozmawiać? – jedna jej brew
powędrowała do góry ukazując jej zdziwienie.
-No wiesz co? – zaśmiał się, po czym odwrócił ją przodem do
lustra i zaczął rozczesywać jej włosy. Zawsze miał do niej słabość. Odkąd
pamiętał, Lilith wywoływała w nim nieznane mu wcześniej uczucia. Gdy zobaczył
ją wtedy nieprzytomną, we krwi… na ziemi, myślał że serce wyskoczy mu z piersi,
a to wszystko to jakiś jego sen, halucynacja. Jednak mając ją na rękach i
niosąc do Azylu, wiedział, że to nie sen, a białowłosa naprawdę upadła.
-Sartael, wszyscy wiedzą, że nie jesteś rozmownym Aniołem. –
zachichotała, pozwalając mu na czesanie jej. – Przyznaj się, po co przyszedłeś
– patrzyła na jego odbicie w lustrze.
-Z tym człowiekiem to Ty tak na poważnie? – wypalił nagle,
uparcie wpatrując się w jej włosy.
-Nie wiem – wzruszyła ramionami, po czym uśmiechnęła się
lekko na wspomnienie ich wczorajszej kawy.
Siedzieli w kawiarni od dobrej godziny, rozmawiając, śmiejąc się i
dyskutując. Chłopak z każdą chwilą był coraz bardziej zdziwiony zmiany jaka
zaszła w tej boskiej istocie. Tak ją często nazywał w myślach, nie anioł, bo
skoro upadła to nim nie była, ale spokojnie mógł ją nazwać boską istotą.
-Coś się zmieniło –
powiedział nagle, uśmiechając się lekko. Przez godzinę wpatrywał się w nią,
chłonąc jej widok i podziwiając jej piękno. Bo była piękna, jej jasne niemal
białe włosy dzisiaj zaplecione były w bardzo długi warkocz, przez co
dziewczynka siedząca w pomieszczeniu nazwała ją już na wejściu ,,Roszpunką’’,
wywołując ciche chichoty wśród ludzi. Sama zainteresowana uśmiechnęła się do
małej istotki przyznając, że też lubi tą postać z Disney’owskiej produkcji, na
co dziewczynka spojrzała na nią wielkimi oczami i pisnęła radośnie. Lilith
zaśmiała się dźwięcznie z takiego wybuchu radości u tak małej osóbki, po czym
pogłaskała ją po główce i zajęła z Billem stolik przy oknie. Tym razem jej
zgrabne ciało nie było schowane za zakrwawioną suknią, przez co spokojnie mógł
zauważyć, że w opiętych jeansach jej nogi są niesamowicie zgrabne, a koszula
eksponuje jej niemały biust.
-Dlaczego tak sądzisz?
– poprawiła niesforną grzywkę, by odkryć błękitne oczy. Odkąd uratowała go
przed pędzącym samochodem, czuła się inaczej. Jakby jej upadek i prorocze sny
miały jakiś cel, tak jakby spotkanie tego chłopaka było w stu procentach
zaplanowane, a jej drogi Ojczulek od początku wiedział jak sprawy się potoczą.
-Jesteś radosna,
śmiejesz się – zauważył, opierając się wygodnie o oparcie krzesła i nie
spuszczając z niej wzroku. Podczas ich pierwszego spotkania był w szoku, nie
mówił za dużo i bał się nawet na nią spojrzeć. Teraz, gdy widział ją po tak
długim czasie, a do tego w tak ludzkiej postaci, nie bał się utrzymać z nią
kontakt. Poza tym, Lilith najwidoczniej zaczęła się przystosowywać do tego
świata i nie krzywiła się ze złości na jego spojrzenia i uśmiechy, a nawet na
to co powiedział. Była równa z nim, przynajmniej tak pozwalała mu myśleć.
-To źle? – uniosła
jedną brew wyżej, uśmiechając się figlarnie. Bill poczuł jak w jego brzuchu
zaczyna szaleć stado motyli, a całe ciało przeszedł dreszcz.
-Nie. Oczywiście, że
nie. Tylko… zastanawiam się, co wpłynęło na Twoją zmianę. Ostatnim czasem jak
się widzieliśmy…
-Nie byłam sobą –
przerwała mu. – Dużo się wtedy działo i musiałam dojść do siebie. Poza tym, nie
spodziewałam się, że ktoś mnie zobaczy. Ale było, minęło – wzruszyła ramionami.
– Teraz staram się wpasować w otoczenie.
-Co się z Tobą działo
tamtego dnia? - To pytanie dręczyło go odkąd się z nią rozstał tamtej nocy.
Długo kłócił się z bratem o to, że nie powinni jej tak zostawiać samej sobie.
-Naprawdę chcesz
wiedzieć? – musiała przyznać, że zdziwiło ją to pytanie. Nie sądziła, że
chłopak mógł się interesować tym, co się z nią stało po ich pożegnaniu.
Najgorsze było to, że sama do końca nie wiedziała, co takiego się działo.
-Inaczej bym nie pytał
– uśmiechnął się. – Zastanawiałem się po prostu, czy poradziłaś sobie. Sądzę,
że przez ten szok pozwoliłem Ci odejść. Teraz wiem, że zostawienie Cię tam
samej i to w dodatku rannej, nie było najlepszym pomysłem.
-Bardzo dobrze
postąpiłeś – zamieszała łyżeczką w resztce kawy jaka jej została. – Nie
chciałam narażać Ciebie i Twojego brata na niebezpieczeństwo.
-Jakie
niebezpieczeństwo? Przecież Ty ledwo stałaś na nogach!
-To nie takie proste…
- westchnęła. Było jej ciężko, jako że wiedziała, że nie może powiedzieć mu za
wiele. A jednocześnie tak bardzo chciała mu wszystko wyznać, podzielić się
swoimi tajemnicami. – Nie powinieneś mnie widzieć, rozmawiać ze mną… w ogóle
przebywać koło mnie tamtego dnia. Upadający Anioł jest niebezpieczny dla ludzi
– spuściła wzrok.
-Ale jednak nic mi się
nie stało – zauważył, wpatrując się w nią hipnotyzującymi oczami, przez co
czuła się dziwnie skrępowana. Był jedynym człowiekiem, który potrafił wzbudzać
w niej takie emocje, co ją intrygowało, ale jednocześnie przerażało. Nie
rozumiała jeszcze wielu rzeczy, lecz miała nadzieję, że w końcu zrozumie
wszystko i będzie mogła spokojnie mieszkać wśród ludzi.
-Nie umiem Ci tego
wytłumaczyć – uśmiechnęła się delikatnie. – Wracając do Twojego wcześniejszego
pytania, znaleźli mnie... – zastanowiła się chwilę - … moi znajomi. Opatrzyli
rany, dali dach nad głową. Więc jak widać już jest wszystko dobrze, nie
krwawię, normalnie chodzę.
-To dobrze. Miałaś
szczęście – uśmiechnął się z wyraźną ulgą. – Dalej nie wiem jak to się stało,
że się tak nagle pojawiłaś i mnie uratowałaś.
-Przypadek? –
spojrzała mu w oczy. Mimowolnie przed jej oczami znów stanął obraz jej wizji,
gdy chłopak leżał pod jej nogami cały we własnej krwi, martwy. Całą sobą
starała się powstrzymać ciało od zdradzenia mu czegokolwiek, co właśnie
zobaczyła. – Tak po prostu miało być. Spacerowałam, zobaczyłam Ciebie, a
później widziałam pędzący na Ciebie samochód. Zareagowałam instynktownie –
wzruszyła ramionami jakby naprawdę nic wielkiego się nie stało, a przecież
uratowała życie samemu Wokaliście sławnego zespołu.
-Masz dobry instynkt –
zaśmiał się cicho.
-Na to wygląda –
dołączyła do niego.
Po kolejnej godzinie,
podczas której wypili po jeszcze jednej kawie, w końcu musieli się rozstać.
-Lilith, powiedz coś w końcu! – oburzył się, widząc jej
rozmarzony wzrok. Od 5 minut próbował się z nią dogadać, co niezmiernie go
irytowało.
-Wybacz. Mówiłeś coś? – spojrzała na niego z przepraszającym
wyrazem twarzy.
-Czy planujesz się z nim znów spotkać? – odłożył szczotkę,
przybierając poważny wyraz twarzy.
-O co Ci chodzi? – westchnęła, wstając. Miała dość jego
podchodów i mimo całej swojej sympatii do niego, zaczynał ją irytować.
-Lilith! Dobrze, że Cię zastałam w dooooo… - Naama wparowała
nagle do jej pokoju, po czym widząc Sartaela zacięła się, wpatrując się w nich
z szokiem wymalowanym na jej twarzy.
-Co chciałaś? – uśmiechnęła się do przyjaciółki, jednak
widząc, że ta nie ma zamiaru na razie jej odpowiedzieć, roześmiała się głośno.
– Chyba biedna nie spodziewała się Ciebie tutaj – puściła oczko do mężczyzny,
uśmiechając się pod nosem.
-Na to wygląda – zaśmiał się. – Porozmawiamy później –
dodał, po czym uśmiechnął się do niej swoim najpiękniejszym uśmiechem, a
następnie wyszedł.
-Boże, co to było? – jęknęła czerwono-włosa, odzyskując
nagle mowę. – On Cię podrywa! – pisnęła. W tym momencie dla Lilith było jasne,
jej przyjaciółka stała się stuprocentowym człowiekiem. Zaśmiała się do siebie
na tę myśl i wzruszyła lekko ramionami, kierując się do garderoby. – Lilith!
-No co? – zaśmiała się. Całe to podekscytowanie ze strony
Naamy bardzo ją śmieszyło, była w tym tak bardzo podobna do ludzi. – Nie
poznaję go. Zrobił się taki…
-…ludzki? – uśmiechnęła się lekko, opanowując nagle swoje
emocje i znów przypominając dawnego anioła. – Każdy z nas tak ma i będzie miał.
Jesteśmy ludźmi, żyjemy wśród ludzi, więc to nieuniknione. A Sartael, cóż…
dopiero z Twoim pojawieniem się zaczął tak naprawdę upodabniać się do ludzi –
usiadła na fotelu w kącie, patrząc za przyjaciółką, która krzątała się po
garderobie.
-Serio? – kobieta wychyliła się z pomieszczenia, patrząc na
nią ze zdziwieniem.
-Serio. Gdybyś go widziała, gdy wniósł Cię tutaj. Jak nie
on! Myślałam, że zaraz sam nam tu padnie – odparła z uśmieszkiem.
-Myślisz, że on coś do mnie czuje?
-Tak sądzę. Widać to po nim. Poza tym… wczoraj jak wróciłaś
i palnęłaś, że widziałaś się z Billem i było super to myślałam, że zaraz
Sartael wyjdzie i gołymi rękami ukatrupi Twojego sławnego pana – roześmiała się
wstając.
-Wow. To nieźle. Nie zwróciłam uwagi – zaśmiała się, po czym
znów zniknęła w głębi pomieszczenia, a po chwili wyszła ubrana w zwiewną,
fiołkową sukienkę. – A co chciałaś, że tak wparowałaś?
-A! Właśnie! Mamy zaproszenie na imprezę charytatywną –
ruszyła do drzwi.
-Co? Jak to?
-Normalnie. Wiesz, mieszkamy tu już trochę, jesteśmy bogaci,
więc nas zapraszają na takie różne dziwne imprezki – zaśmiała się. – Pomysł
Amy.
-No tak, a kogóż by innego – uśmiechnęła się. – Lubi
opiekować się i służyć, to całkiem pasuje do tego aniołka – zachichotała.
-A więc właśnie. Także jutro mamy misję: ZAKUPY!
-Jasne. A kiedy ta gala?
-Za dwa dni. Więc mamy jutro cały dzień na wynalezienie
pasujących dla nas sukni. Może Sartael Ci będzie towarzyszył? – poruszała
brwiami z cwanym uśmieszkiem, po czym uciekła ze śmiechem przed lecącą w jej
stronę poduszką.
-Tak, Sartael. Też mi coś – pokręciła głową z uśmiechem, po
czym sama skierowała się do wyjścia z pokoju.
*
-Ona jest cudowna. Taka śliczna, kochana, miła. – Wokalista
chodził po ich studyjnym salonie, wzdychając co chwilę do swoich wspomnień i
nie zwracając uwagi na to, że jego brat w ogóle nie podziela jego entuzjazmu.
-Podczas, gdy Ty się świetnie bawiłeś, ja umierałem ze
strachu! I wszyscy już wiemy jaka ona jest boska, więc możesz przestać –
mruknął, wpatrując się w niego.
-Przeprosiłem Cię za to – westchnął. – Naprawdę nie miałem
jak Ci powiedzieć, że wszystko ok. – uśmiechnął się przepraszająco, siadając
obok bliźniaka. – To się działo tak szybko, telefon mi się rozbił, a potem
zobaczyłem ją i…
-… i zapomniałeś, że Twój brat bliźniak słyszał całe to
zdarzenie, dopóki nie usłyszał huku i zerwało połączenie – wzdrygnął się na
samą myśl o tym, co wczoraj przeżywał. Mimo to, widząc Billa całego i zdrowego
poczuł wielką ulgę.
-Wiem, że napędziłem Ci stracha. Ale patrz, jestem cały. Nic
mi nie jest właśnie dzięki NIEJ – zaznaczył z błogim i rozmarzonym uśmieszkiem,
na co Tom mimowolnie się zaśmiał.
-Tak, tak. I pomyśleć, że wystarczył taki przypadek abyś
mógł ją znów zobaczyć. Szkoda tylko, że zapomniałeś o jej numerze – uśmiechnął
się pod nosem.
-O cholera! – Bill zerwał się z krzesła i spojrzał na brata
z przerażeniem. – Zapomniałem! – jęknął ponownie opadając na kanapę z załamaną
miną.
-Więc właśnie... Nie łam się, jak nie ta to inna – poklepał
go po plecach i wstał, by po chwili zniknąć z pomieszczenia.
-Jasne – mruknął. – Tylko ja nie chcę innej. Chcę ją –
westchnął przeczesując dłonią włosy. Ponownie zaczął zastanawiać się, jak wyjść
z tej beznadziejnej sytuacji, gdy nagle jego wzrok padł na leżące na stole
zaproszenie. Wziął je do ręki i przez chwilę odleciał myślami do imprezy
organizowanej z okazji chorych dzieci.
,,Czy to nie na takich imprezach najbardziej potrzebne są anioły?’’
– pomyślał i niemal od razu zaśmiał się ze swoich myśli. Napił się wody i po
chwili dołączył do reszty zespołu, pozostawiając zaproszenie na poprzednim
miejscu.
**********************************************
CDN.
Cieszę się, że dodałaś ten odcinek! Nie mogłam się doczekać czegoś nowego tutaj! :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Może jednak Lilith i Bill spotkają się jeszcze? Mam ogromną nadzieję, że ta impreza charytatywna to ważne wydarzenie... :D
Czekam na kolejny odcinek niecierpliwie!
Pozdrawiam :*
Oj tak Bill, dobrze kombinujesz! Tylko nie zapominaj, że Twój aniołek jest upadły xd Swoją drogą zauważyłam, że Twoi Billowie, w sensie w oby dwóch opowiadaniach, bardzo szybko się zakochują xD Miłość od pierwszego wejrzenia ahh, słodko xd No i jak Bill się uprze, to nie ma mocnych xd Myślę, że on celowo nawet będzie chciał spowodować wypadek, żeby tylko jakimś cudem Jego aniołek go ponownie uratował :D No i biedny Tomuś mój słodki, kochany, zatroskany skarbulek :( buu, nie rób tak więcej Ty egoistyczny, zadufany w sobie Billosławie, co myślisz tylko o cyckach anioła! ;(
OdpowiedzUsuńTak... To czekam na kolejny odcinek xD
Zapomniał numeru? Cały Bill! Cieszę się, że jest go trochę więcej w tym odcinku, ale mimo wszystko spodziewałam się czegoś innego po tej ich rozmowie w kawiarni.
OdpowiedzUsuńWybacz za ten lakoniczny komentarz, ale nie mam czasu, żeby napisać coś sensownego. Pozdrawiam i życzę weny, która chwilowo cię opuściła :)
Napisałabym, że to podłe z Twojej strony, kazać czytelnikom tak długo czekać, ale w sumie sama nie jestem lepsza :P. Typowy Bill - nierozgarnięty, zapatrzony w przestrzeń, rozmarzony i gubiący najważniejsze informacje. Chyba nie muszę pisać, że Sartael jest zupełnie zbędny, jakkolwiek byłby człowieczy, a Lilith i Bill spotkają się na gali charytatywnej? :D
OdpowiedzUsuń