piątek, 27 września 2013

5. Czerwień… kolor krwi, niebezpieczeństwa, ZŁA.

Biała posadzka, a na niej pełno krwi. Czerwone plamy, niektóre rozmazane, a jeszcze inne nienaruszone, wszystko to tworzyło pewną sztukę, która dla niektórych mogła być arcydziełem. Dla innych zwykłym aktem przemocy, okrucieństwa… Zła.

,, Czarne – śmierć, czerwień – zło… kolory jednak mają znaczenie. Dlaczego ta sytuacja wcale mnie nie zdziwiła? Przecież to było do przewidzenia! Wiadome było to, że nikt nie może dowiedzieć się o nas, a jednocześnie… upadły zawsze będzie upadłym! Bez względu na to ile będziemy się starać, ile ja będę się starać… nic się nie zmieni. Wciąż będę upadłą… wygnaną. Aniołem bez skrzydeł… Więc po co się starać? Koniec z tym wszystkim!’’

Myśląc o tym, patrzyła na osobę pod swoimi nogami. Skulona postać leżała nieruchomo, cała we krwi, zarówno zaschniętej jak i świeżo płynącej. Spojrzała na ową osobę swoimi oczami, które wyrażały jednocześnie pogardę i odrazę. Znów pojawił się w nich kolor nocy, burzy… zła. Przestało jej to przeszkadzać, w końcu… i tak raz już upadła. Usłyszała ruch na schodach za sobą i od razu przeniosła tam swoje spojrzenie, mrużąc gniewnie oczy. Nie lubiła, gdy ktoś jej przeszkadzał. Naame patrzyła z przerażeniem na scenę pod schodami, nie spodziewała się widoku swojej przyjaciółki w takim stanie. Osoba, która do tej pory stała oparta o ścianę ruszyła się nerwowo, podchodząc bliżej do białowłosej postaci. Wysoki mężczyzna o lekko opalonej skórze i oczami niczym migdały spojrzał na kobietę przed nim, wykrzywiając usta w lekkim uśmiechu. Zdawał się nie zauważyć tego co działo się w pomieszczeniu, ani martwego ciała, ani morza krwi. Był tylko on i Upadła Archanielica.
-Lilith – szepnął cicho, lecz stanowczo, dzięki czemu jej gniewne spojrzenie skierowało się na niego. Już nie było podobne do burzowej nocy, teraz była to spokojna, gwieździsta noc. – Mogłaś zostawić coś dla mnie… - uśmiechnął się uwodzicielsko, a następnie złożył na jej ustach gorący pocałunek, spijając z nich ciche westchnięcie jakim obdarzyła go kobieta.
Nagle jej oczy otworzyły się szeroko, a z ust wyrwał się jęk niezadowolenia. Sen, który powtarzał się dość często, ciągle wracał do niej z tymi samymi szczegółami. Jej ukochany z raju, wygnany dawno temu, teraz będący Panem na ziemi. Ona, w szale wzywająca go poprzez zabicie niewinnej osoby, która dowiedziała się o ich sekrecie. Znów poczuła ucisk w żołądku, przypominając sobie kim była owa osoba, która leżała martwa pod jej nogami. Jego blond włosy ubrudzone we krwi, skórzana kurtka poharatana na całym ciele, jeansowe spodnie, ciężkie od krwi i również porwane w miejscach, w których zadawała śmiertelne ciosy. Zamrugała kilka razy oczami, by odegnać od siebie widok martwego Billa, po czym wstała, wzdychając głośno.


*


-Znów ten sam sen? – Kobieta o czerwono-czarnych włosach spojrzała na nią z lekkim uśmiechem, jakby odgadując jej wszystkie myśli.
-Niestety… to ciągle wraca – spuściła wzrok, obejmując szczupłymi palcami błękitny kubek w krwistoczerwone róże. Oczywiście nie wyznała przyjaciółce kim była osoba, którą zabiła w tym śnie, nie chciała by Naama dowiedziała się o tym iż ktoś wiedział, że Upadli chodzą po Ziemi podając się za zwykłych ludzi. To byłaby katastrofa!
-A martwa osoba? Zmieniła się? – to pytanie było czymś nowym i wybiło ją z rytmu. Szczerze bardzo chciała powiedzieć jej wszystko, a zarazem nie mogła. Nie mogła narazić ją na niektóre informacje, tak samo jak nie mogła narazić biednego Billa.
-Nie, wciąż to ten sam człowiek – odpowiedziała wymijająco, by nie zdradzić płci martwej osoby. Upiła czarnej jak smoły kawy i skrzywiła się od tego gorzkiego smaku jaki wręcz palił jej gardło.
-Mówiłam Ci, że jest gorzka i musisz ją sobie posłodzić i dodać mleko – pokręciła głową, wzdychając. Tym oto sposobem choć na chwilę odeszła od tematu dręczącego białowłosą snu. Sen, który miała nadzieję, że nigdy się nie spełni.
-Wiem, wiem. Zapomniałam – mruknęła, wstając. Spódnica, którą miała na sobie, opadła niczym kotara, zasłaniając jej długie nogi swoim białym kolorem. Zgrabnymi ruchami doszła do szafki skąd wzięła przygotowane mleko i cukier, a po chwili dodała owych rzeczy do kawy i z uśmiechem zajęła swoje poprzednie miejsce.
-To teraz powiedz, kim jest upadły, który w każdym śnie Cię tak cudownie i ochoczo całuje. – Przez ciemne oczy Naamy przeszedł błysk, który zawsze oznaczał to samo. Lilith zawsze śmiała się, że gdy oczy jej przyjaciółki zabłysnął, gdzieś kobieta zachodzi w ciążę. Myśli czerwonowłosej były znane wszystkim, a jej dar płodności był niemalże niebezpieczny. Kiedyś sprawiła, że jedna kobieta urodziła jedenastoraczki. Biedna ledwo żyła, aż zmarła z wykończenia, pozostawiając dzieci bez opieki. Od tamtej pory trzeba było uważać na to, co się mówi przy Naamie, albo co się robi. Płodność i rozpusta były jej chlebem powszednim. Mimo wszystko to Lilith miała gorszy dar, jeśli chodzi o zapładnianie. Niecodzienny, ale i bardzo niebezpieczny. To dlatego to ona była postrzegana za kogoś zaraz przy Ojcu Stworzycielu, pomagała mu tworzyć rasę ludzką, zwierzęta… Świat.
-To Ci się nie spodoba – uśmiechnęła się pod nosem, trochę się rozluźniając. Bała się, że jej przyjaciółka znów będzie męczyła temat dotyczący zmarłego. Jednak jak przeszła na obiekt jej westchnień to poczuła wielką ulgę.
-Dlaczego? – zmrużyła groźnie oczy, wpatrując się w Lilith wzrokiem, który palił.
-To był Samael – westchnęła wciąż się lekko uśmiechając. Samael był Aniołem Śmierci. Nieprzyzwoicie seksownym i nieziemsko przystojnym Aniołem Śmierci. Każda kobieta chciała go mieć dla siebie, każda chciała wpić się w jego pełne, czerwone wargi, wpleść palce w czarne włosy i przylgnąć do jego umięśnionego ciała niczym kurtka. Jednak żadnej nie udało się do niego zbliżyć, żadnej prócz Naamy, która kochała go całą sobą, ze wzajemnością. Samael przez wiele dziesięcioleci był wpatrzony w kobietę, aż zjawiła się ona. Totalne przeciwieństwo, białowłosa, błękitnooka Anielica, która swoim spojrzeniem i lekkim uśmiechem sprawiała, że mężczyźni padali jej do stóp.

Dość spory okres czasu jej tu nie było. Jak dla niej aż za długo. Jednak patrząc na to wszystko, nic a nic się nie zmieniło. Wciąż to samo miejsce, w którym każdy anioł może znaleźć miejsce dla siebie. Mimo, ze nie było jej 50 lat, ona wiedziała, że może wrócić i nic się nie zmieni. No może prawie nic! Jej najlepsza przyjaciółka ma chłopaka… ciacho nad ciachami! Koniecznie musiała go poznać. I to natychmiast.
-Samael, kochanie… To właśnie Lilith. Moja najlepsza przyjaciółka. – Czerwonowłosa spojrzała z miłością na mężczyznę, który stał jakby go zamurowało. Wpatrywał się w stojącą przed nim kobietę i głupkowato się uśmiechał. Był gotów oddać wszystko, byle tylko ją dotknąć, pocałować, być z nią.
Białowłosa patrząc mu w oczy już wiedziała co się stało. Mimo najszczerszych chęci, swoim przyjściem zniszczyła miłość, która trwała przez 49 lat jej niebytności. Sprawiła, że ten Anioł już nigdy nie spojrzał na jej przyjaciółkę tak jak kiedyś. Po paru latach wspólnej ‘zabawy’ poprosił Lilith o to, by z nim była. Tak naprawdę bez Naamy, która wciąż myślała, że jest jej… ale ona nie mogła tego zrobić. Upadł… zaraz po tym jak w gniewie zabił całą wioskę niewinnych ludzi.

-Samael? – Kobieta uniosła jedną idealnie wypielęgnowaną brew w geście zdziwienia. – Skąd Ci się on nagle tam wziął?
-Anioł Śmierci zawsze pojawia się tam, gdzie jest śmierć.
-Nie! Nie osobiście! Wysyła innych, którym każe obserwować agonię. Sam nigdy… - dodała ciszej, wzdychając.
-Może tym razem wolał sam… ze względu na naszą przeszłość. – Oczy Lilith spojrzały głęboko w ciemność jaką przedstawiały oczy jej przyjaciółki. Widziała w nich ból, ból jakiego nigdy nie chciała jej zadać. A jednak to zrobiła…

-To jest złe – szepnęła cicho, czując jak usta mężczyzny wędrują po jej szyi i odkrytym ramieniu. Po chwili jego ręka wylądowała pod jej koszulką, przez co westchnęła z rozkoszą.
-Wiem – odszeptał wprost w jej odsłoniętą skórę. – Ale nikt się nie dowie… Jesteśmy Aniołami, ale nie musimy żyć w celibacie.
-I nie powinniśmy cudzołożyć – dodała, korzystając z tego, że na chwilę przestał, co dało jej czas na ochłonięcie.
-Daj spokój… chcesz tego. – Spojrzał jej głęboko w oczy, uśmiechając się najpiękniej jak umiał.
-Oh, za łatwo Ci ulegam – zamruczała z uśmieszkiem, po czym wpiła się namiętnie w jego wargi.
-Nie narzekam – odwzajemniał pocałunek, kładąc się na niej z nie małym zadowoleniem.

-Wiem, że nigdy mi do końca nie wybaczysz tego, że to bardzo nadszarpnęło naszą przyjaźń. Ale musisz mi uwierzyć, że nie przywołuję go specjalnie!
-Wiem Lilith. Poza tym nie mogę Cię winić o to, że Samael wolał Ciebie – uśmiechnęła się lekko, wstając. – Chodź lepiej. Czeka nas długi dzień.
-Jasne – również wstała, po czym jednym łykiem dopiła kawę i wyszła za przyjaciółką.


*


-Panie Kaulitz, Pan nie może mówić poważne? – Detektyw spojrzał na chłopaka uważnie, mając nadzieję, że ten tylko żartował. Pracował w tej branży już 30 lat, a jednak nigdy nie spotkał się z kimś, kto podałbym mu tak mało szczegółów, wymagając jednocześnie cudu. Nie był cudotwórcą tylko detektywem do cholery!
-Czy wyglądam jakbym żartował? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Był wyraźnie poirytowany postawą mężczyzny. Miał nadzieję, że ten powie, że jednak coś się da zrobić, coś wymyślą. Jednak musiał się pogodzić z tym, że sam będzie musiał znaleźć swojego anioła.
-Nie, nie wygląda Pan. Ale… to bardzo mało szczegółów. Podejrzewam, że po Los Angeles chodzi pełno takich kobiet – westchnął, ponownie siadając na swoim miejscu za biurkiem. Przetarł twarz dłonią i ponownie spojrzał na Wokalistę siedzącego przed nim. – Może mi Pan nie wierzyć, ale naprawdę chciałbym móc Panu pomóc, ale to za mało. Zna Pan jej imię, kolor włosów, wzrost, kolor oczu. Nikt nie znajdzie Panu tej kobiety, mając o niej tak mało informacji.
-To czym Wy się tak w ogóle zajmujecie?! Myślałem, że pomoże mi Pan znaleźć osobę, która nie wiem gdzie jest! Może i w LA jest pełno takich osób, ale nie wszystkie mają na imię Lilith… - wstał z fotela - i niech mi Pan wierzy, żadna z tych kobiet nie miałaby jej urody – dodał zły. – Żegnam Pana w takim razie – dodał, po czym wyszedł z biura. Dopiero, gdy opuścił budynek, w którym jeszcze przed chwilą był, poczuł, że może oddychać. Nie rozglądając się zbytnio zaczął iść przed siebie, postanawiając przejść się głównymi ulicami. Sam nie wiedział, czemu tego chciał. Może jakaś cząstka w nim podpowiadała, że jakimś cudem spotka ją idącą ulicą. Szukającą go, albo chociaż spacerującą samotnie we poszukiwaniu celu w życiu. Westchnął głośno, czując jak to wszystko się tylko coraz bardziej komplikuje. Jakby dość miał ,,rozrywki’’ w życiu. Jego rozmyślanie przerwał dźwięk telefonu, przez co lekko się wzdrygnął. Wyjął komórkę i widząc imię widniejące na ekranie, niechętnie wcisnął zieloną słuchawkę.
-Co znowu? – Nie miał zamiaru być miły, nie po tym jak rano go potraktowano, jak ON go potraktował.
-Byłeś już tam? – Głos jego brata był lekko zmartwiony, ale i zaciekawiony. Od początku był przeciwny temu co planował Bill, jednak nie miał zamiaru ponownie sprowadzać go na ziemię.
-Teraz Cię to nagle obchodzi, co? –prychnął. – Wiesz Tom, że nie musisz udawać. Odkąd Ci powiedziałem, co planuje, Ty mi to odradzałeś. Ciągle powtarzałeś, że to się nie uda, więc daruj sobie ten ton zaciekawionego reportera i daj mi spokój choć na chwilę – wyrzucił z siebie, czując jak wszelkie siły ponownie go opuszczają.
-Obiecałem Ci, że się postaram to jakoś… zaakceptować. Wiem, że Ci zależy by ją znaleźć. Nie udaję, naprawdę.
-Tak, tak – westchnął. – Możesz powiedzieć ,,a nie mówiłem’’, bo nie będą jej szukać. Miałeś rację, za mało szczegółów.
-I co teraz planujesz? – Z całych sił starał się nie zaśmiać z owej wiadomości. Lubił postawić na swoim i nic nie mógł na to poradzić. Taka już jego natura. Zamiast śmiechu jednak, wybrał triumfujący uśmiech, który nie mógł go zdradzić i bardziej załamać jego brata.
-Nie wiem Tom. Nie mam pojęcia – westchnął i zanim zdążył coś dodać, usłyszał krzyki przechodniów. Podniósł głowę i nagle ujrzał samochód pędzący w swoją stronę. Zamarł w bezruchu, czując jak jego serce wali jak szalone, a całe życie przelatuje mu przed oczami. Glosy dookoła słyszał jak za mgłą, nawet ten należący do jego brata.
-Bill! Bill co się dzieje! Bill!
Wokalista wiedział, że powinien uciekać. W jego głowie cały czas krzyczał jakiś głos: ,,UCIEKAJ!’’. A jednak nie potrafił. Widok pędzącego na niego samochodu całkowicie pozbawił go możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Nagle poczuł jak ktoś go popycha, przez co wylądował na chodniku pod… kimś? Komórka, którą trzymał upadła i roztrzaskała się na kawałki, jednak nie to teraz się dla niego liczyło. Teraz najważniejsze było to, kto go uratował. Komu zawdzięcza swoje życie. Otworzył powoli oczy i zobaczył niebo… błękitne, bezchmurne, piękne niebo. Pamiętał ten widok, miał go przed swoimi oczami niemal codziennie. Tak samo jak całą twarz właścicielki tego nieba.
-Nic Ci nie jest? – Cichy szept przy jego twarzy sprawił, że lekko zadrżał. Czuł jej oddech na swoich ustach, przez co chwilę zajęło mu dojście do siebie.
-Nie… dziękuję – odszeptał, wpatrując się w jej oczy.
-Cieszę się – uśmiechnęła się lekko, przez co jego serce stanęło w miejscu. Po chwili kobieta zeszła z niego i wyciągnęła do niego dłoń, pomagając mu wstać.
-Zawdzięczam Ci życie – uśmiechnął się do niej, stając na własnych nogach. Nie bardzo podobało mu się to, że znów zachowują dystans. Zdecydowanie wolał jak na nim leżała, gdy mógł czuć jej oddech tak blisko, jej ciało… takie idealne.
-Nie przeczę. – Jej śmiech sprawił, że krew w jego żyłach niemal zaczęła płonąć. Tak jak ich właściciel.
,,Kaulitz, co ona z Tobą wyprawia? Opanuj się!’’ – skarcił się w myślach.
-Nie wiem jak Ci się odwdzięczę. – Wciąż ją obserwował. Jej ruchy, jej ciało, mimikę… wszystko. W ubraniach jakie miała na sobie wyglądała bardzo… ludzko. Każdy mógłby ją pomylić z człowiekiem. Każdy prócz niego. On wiedział, co skrywała pod bluzką, wiedział, ze jej plecy są przecięte dwiema bliznami, z których kiedyś wystawały piękne skrzydła.
-Może na początek kawa? – zamruczała z rozbrajającym uśmiechem. Dzisiaj już nie była wywyższającym się Aniołem. Dzisiaj była jednym z miliardów ludzi, kimś kto jest zwyczajny i ma prawo zachowywać się tak jak mu się podoba, a nie jakby wypadało.
-Na początek – odwzajemnił uśmiech, starając się zapanować nad rozszalałym sercem. Zanim jednak ruszyli dalej, zebrał z ziemi swój telefon. Wiedział już, że Tom pewnie szaleje teraz w domu, nie wiedząc co się z nim stało. Jednak chwilowo jego uwaga była skupiona na pięknej białowłosej kobiecie idącej obok niego. Tak… zdecydowanie stwierdzenie ,,początek’’ jest tu bardzo na miejscu.


*


Gdy widziała pędzący na niego samochód widziała krew! Pełno krwi, obraz jak ze snu… tyle, że we śnie to ona sprawiła, że krwawił. W rzeczywistości miał to być samochód, po którym na pewno nie pozbieraliby go. Spojrzała na krwistoczerwone porsche pędzące na chłopaka i bez zastanowienia rzuciła się na niego, spychając go z przejścia, na którym był. Czerwony… krew…niebezpieczeństwo… ZŁO.




CDN.

poniedziałek, 16 września 2013

4. Plan

Deszcz… zimne krople wody spadające z nieba, jak gdyby anioły płakały na ludzi z powodu jakiejś wielkiej i strasznej straty. Może faktycznie płakały? Wierzący, ci wszyscy, którzy głęboko wierzą w życie po śmierci tak właśnie twierdzą. Płaczące anioły, ich łzy płyną przez grzeszników, którzy raz za razem łamią święty Dekalog. Te osoby, które są mniej wierzącymi ludźmi twierdzą, że po prostu zachodzi jakaś naukowa reakcja i stąd owe opady. On sam do tej pory wierzył w to drugie. Wierzył, że deszcz to po prostu naukowo wytłumaczalne zjawisko, coś co nie ma nic wspólnego z tak zwanymi Aniołami. Ba! Twierdził, że owe anioły nie istnieją! Teraz jednak zaczął wątpić we wszystko w co dotychczas wierzył, czego go uczyli w szkole. Bo przecież poznał , dziewczynę, która dosłownie spadła mu z nieba, kobietę wyglądającą i poruszającą się jak anioł, którym przecież była. Sam nie wiedział kiedy zaczął pisać tekst piosenki, jakby był w transie. W jednej chwili siedzi na parapecie i przygląda się jak deszcz spada po szybie, po czym nagle budzi się z zeszytem w ręce z napisaną piosenką. Westchnął cicho, kładąc notatnik na stoliku.

-Jak ja mam ją znaleźć? – Jego brązowe oczy odnalazły spojrzenie brata. Widział po jego zachowaniu, że Tom zauważył jakąś zmianę w nim. Zawsze wiedział, gdy coś było nie tak z jego bliźniakiem. On sam też przeczuwał, gdy Gitarzysta cierpiał albo coś ukrywał.

-Po co chcesz jej szukać? – Mężczyzna odsunął od ust butelkę, z której powoli sączył piwo. Kojący napój, który był w sam raz na relaks między nagrywaniem. Lubił ten smak i orzeźwienie jakie mu dawał owy trunek.

-Wiesz dobrze po co – westchnął głośno. Pierwszy raz miał uczucie, że jego bliźniak go nie rozumie. Tom zawsze był tym, który go rozumiał, wspierał go i doradzał w różnych sytuacjach, które były tak bardzo oczywiste. Teraz jednak nie mógł polegać na nim, co nie było przyjemne.

-No właśnie nie. Widziałeś ją raz! Tylko raz! Co ona ma w sobie takiego, że tak świrujesz? Wytłumacz mi to. – Mówił to patrząc na brata z widocznym niezrozumieniem. Widział tą dziewczynę i mógł przyznać, że jest ładna, nawet bardzo. Ale nie sądził, że jego brat może po jednym spotkaniu tak się w niej zadurzyć. W dodatku… Bill nawet jej nie znał. Nic o niej nie wiedział, jednak nie docierało to do niego i jak w amoku ciągle trwał przy tym, że musi ją znaleźć. Ale jak można znaleźć kogoś, o kim nie wie się zupełnie nic? Właśnie tego nie mógł zupełnie zrozumieć.

-Co? Ona… jest nieziemska. Jakby była poza rzeczywistością. Gdybyś tylko wiedział – uśmiechnął się do swojej wizji. – Jest całkiem inna niż wszystkie dziewczyny. Jak nie z tej planety. W dodatku ta jej anielska uroda, ah. – Mówiąc to spojrzał na brata wciąż rozmarzonymi oczami.

-Eh.. lepiej się opanuj brat – powiedział z westchnięciem, po czym wstał i ruszył do sali nagrań, gdzie siedzieli Gustav z Georgiem.

-Żeby to było takie proste – mruknął do siebie, siadając na kanapie. Jego oczy same zawędrowały na notatnik ze słowami piosenki. Piosenki, która sama wypłynęła z jego głowy, słowa same ułożyły się w tekst. Przebiegł oczami po tekście dwóch pierwszych zwrotek i mimowolnie zanucił to sobie w głowie:

,, Last night
I made a crazy deal
I wished for
an angel comes to me

But she can stay just for a day
and then she'll go away
I wished that
in my life she'd always stay…’’

-Jak mnie mogło tak dopaść? – Odłożył zeszyt i poszedł do chłopaków, zastanawiając się nad dalszym tekstem piosenki. Chciał ją znów spotkać, zaśpiewać jej to, zobaczyć uśmiech na jej twarzy. – Znajdę Cię… - szepnął do siebie, mimowolnie patrząc w górę, tak jakby wzrokiem błagał Boga o pomoc w znalezieniu Jego dziecka, które zesłał na Ziemię.

-No w końcu do nas przyszedłeś! – Gustav uśmiechnął się szeroko, poprawiając okulary. – Myśleliśmy, że zasnąłeś tam na kanapie – zaśmiał się.

-Tylko on tak myślał – sprostował brunet, trzymając w ręce swoją gitarę basową. – Ja myślałem, że uciekłeś szukać swojego aniołka.

-Co?! – Wokalista poczuł jak serce mu staje. Skąd jego kumpel mógł wiedzieć, że Lilith jest Aniołem?! Przecież nawet Tom tego nie wiedział, a co dopiero Georg, któremu nawet nie mówił o spotkanej w parku kobiecie.

-No… Tom mówił, że spotkałeś dziewczynę. Ładną dziewczynę. I opisałeś jej urodę jako, cytuję: ,,anielską’’ – uśmiechnął się nieco zmieszany.

-Ah, tak… no tak. – Odetchnął z ulgą, po czym podszedł do nich, zauważając, że do tej pory trzymał kurczowo klamkę od drzwi. – Dlaczego miałbym uciec? Poszukam jej, ale najpierw muszę wymyślić plan.

-Plan? – Perkusista uniósł jedną brew w geście zdziwienia, wpatrując się w przyjaciela.

-Ano plan – westchnął.

-Debil nie wie, gdzie jej szukać. W sumie to nic o niej nie wie… prócz imienia! – Tom pokręcił głową rozbawiony, po czym sięgnął po swoją ukochaną gitarę.

-Em… To przepraszam, ale jak Ty chcesz ją znaleźć? – Tym razem Georg spojrzał na Wokalistę z wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Wiedział, że Bill należy do osób, które wierzyły w miłość od pierwszego wejrzenia, ale… jakoś ciężko mu było uwierzyć, że takie coś istnieje. Mimo to, patrząc na przyjaciela zaczął myśleć, że może coś w tym jest.

-No dlatego muszę wymyślić plan! Zostawmy temat Lilith w spokoju i nagrywajmy – mruknął, kierując się do swojej kabiny z mikrofonem.

-Tak jest!

      Jak tylko stanął na swoim miejscu, westchnął głośno. Miał dość tłumaczenia się co do dziewczyny, którą spotkał. Męczyła go tajemnica jaką skrywał, chciał się nią chwalić wszystkim wokół, jednak nie mógł. Musiał zatrzymać ten sekret dla siebie, a żeby tak się stało, nie mógł rozmawiać z nimi o bladowłosej kobiecie, którą spotkał na wieczornym spacerze.


*


-Cholera jasna! Zaraz coś mnie trafi! – Lilith wróciła do wielkiego domu, czując jak złość rozsadza ją od środka. Kolejny dzień na Ziemi wcale nie sprawił, że czuła się jak w domu, mimo starań innych Upadłych. Jedyne czego się nauczyła to ludzkie zachowania i uczucia. Coś, co kiedyś zafascynowana obserwowała, teraz sama tego doświadczała. Emocje, negatywne i pozytywne, pełno emocji, które rozsadzały ją od środka, niemal wyżerając w jej duszy kolejne dziury. Właśnie, ale czy Anioły mają duszę?

-Lilith! Spokojnie – Naama spojrzała na przyjaciółkę swoimi dużymi oczami, starając się ją uspokoić. Wiedziała do czego była skłonna, gdy była zła, a nie chciała obudzić tej ponurej strony dziewczyny. Każdy Upadły Anioł, który się poddał wielu negatywnym emocjom skończył jako prawdziwe zło. Ludzie nazywali ich Demonami, oni nazywali się po prostu Ponownie Upadłymi. Tak jakby jeden upadek im nie wystarczał.

-Nie umiem być spokojna! – Jej oczy ze spokojnego nieba zrobiły się nagle burzowe, niemal czuło się i widziało pioruny w jej oczach jak i wokół jej osoby. Tak, powoli mogła się zatracić w tym gniewie. I gdyby nie Armaros, który nagle złapał ją w swoje ramiona, mrucząc coś pod nosem, pewnie rozniosłaby ich piękny dom, jak i może całe miasto.

-Spokojnie… Nie chcesz zmienić się w prawdziwego Upadłego – szepnął przy jej uchu, kończąc mówienie jednego ze swoich zaklęć. Tam w Niebie był uzdrowicielem dzięki czemu, mimo upadku, zachował trochę swoich zdolności. Niewiele, ale dość by kogoś wyleczyć, albo zapobiec katastrofie, która jeszcze chwilę, a by się wydarzyła.

-Ok… Dziękuję. Już jestem spokojna – odetchnęła. Naprawdę sprawił, że się uspokoiła. Jej oczy ponownie przybrały kolor bezchmurnego nieba, a ciało przestało się trząść.

-A teraz powiedz nam, co Cię tak zezłościło – uśmiechnęła się Naama, kierując się z nią do wielkiego salonu. Pomieszczenie przypominało salę balową z meblami. Pastelowo-zielone ściany cudownie współgrały z jasnobrązowymi meblami. Na podeście stał wielki, czerwony fortepian, na którym teraz przygrywała sobie jedna z ich współlokatorek. Gdy weszły, zaprzestała i zerwała się z krzesełka, kłaniając się.

-Prosiłam, żebyś się nie kłaniała – jej głos był delikatny i spokojny. – Może tam na górze byłam kimś wielkim i ważnym, tu jestem tylko jedną z Was – uśmiechnęła się do kobiety.

-Dla nas wciąż jesteś księżniczką – powiedziała cicho, jakby bojąc się odezwać głośniej. Nie wyprostowała się, mimo prośby.

-Nie jestem nią. – Ciche westchnięcie wyrwało się z jej piersi. Nie chciała być postrzegana jako ktoś wielki i ważny. Chciała wtopić się w tłum i żyć jak inni. - Proszę, graj dalej.

-Dobrze. – Na twarzy kobiety zabłysnął lekki uśmiech, po czym znów usiadła przy instrumencie i powróciła do grania, widocznie zadowolona, że jej księżniczce się podoba.

-Kiedy się nauczą, żeby mi się nie kłaniać? – Spojrzała na przyjaciółkę, siadając w wielkim fotelu. Czuła jak się lekko w nim zapada, a jego wygodne obicie pieści jej ciało, niczym najlepszy masażysta.

-Nigdy. Przez setki lat byłaś naszą księżniczką. Ciężko jest się od tego odzwyczaić od tak, w pare dni. Poza tym, co Ci to przeszkadza? Dzięki temu masz szacunek – puściła jej oczko z uśmiechem.

-Zrozum, że chcę być normalna. Skoro upadłam to nie jestem już księżniczką. Jestem zwykłym człowiekiem i tak chcę być traktowana – wyznała.

-To musisz uzbroić się w wielką cierpliwość – uśmiechnęła się lekko, nalewając im soku. – Napij się i mów co Ci się stało, że wróciłaś taka zła – podała jej szklankę.

-Dzięki – westchnęła i napiła się. – Szukałam pracy, a co ja mogłam robić. Ale ciężko jest znaleźć coś od tak. Chyba jeszcze nie jestem dość ludzka – wzruszyła ramionami.

-I o to tyle szumu? – Na twarzy kobiety pojawiło się wielkie zdziwienie. – Kochana, niektórzy z nas znaleźli pracę po miesiącach poszukiwań! A nie po paru dniach – zaśmiała się.

-Toś mnie pocieszyła – wywróciła oczami. – Mogłam poprosić tego chłopaka o pomoc. Wydawał się ciut przerażony, ale był miły – uśmiechnęła się pod nosem.

-Wierzysz, że nie wygadał się? – Czerwonowłosa spojrzała na nią swoimi kocimi oczami, kryjąc uśmieszek. To nie był pierwszy raz, gdy Lilith wspomniała tego chłopaka, co niesamowicie ją bawiło. Nie sądziła, że zwykły śmiertelnik może zwrócić na siebie uwagę właśnie jej, wyniosłej księżny niebios, bogini, która upadła na Ziemię i miała teraz rządzić właśnie tutaj.

-Wątpię. A nawet jeśli, to kto by mu uwierzył? – Roześmiała się, pierwszy raz tego dnia poczuła jak jej humor się poprawia, znacznie poprawia. Nie wiedziała, czy to wspomnienie chłopaka ją podniosło na duchu, czy sam fakt, że miałby komuś naopowiadać o Aniele spadającym z nieba.

-Kochana, nie takie rzeczy widziało to miasto – dołączyła do niej.


*


-Bill! Idziesz, czy nie? – Tom wpadł do pokoju brata, zupełnie nie zawracając sobie głowy pukaniem. Nigdy nie dbał o to, sądząc, że jego bliźniak i tak nic przed nim nie ukrywa. Jakież było jego zdziwienie, gdy Bill zamknął szybko swojego laptopa, ukrywając to co się na nim wyświetlało. – Co Ty kombinujesz?

-Nic… zupełnie nic. – Wstał, biorąc marynarkę z oparcia fotela, na którym chwilę temu siedział.

-Przestań kręcić. Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz – zaśmiał się, podchodząc do niego, po czym sprawnie otworzył komputer.

-Tom! Do cholery, zostaw! – Młodszy Kaulitz zaczął się szamotać, by zamknąć laptopa, co Tom sprawnie mu uniemożliwiał. Odpychając brata, kliknął spację, dzięki czemu na monitorze pojawiło się to, co chłopak chciał ukryć.

 -Detektyw?! Serio?! – Jego wzrok był rozbawiony, kiedy spojrzał na obrażonego bliźniaka. Nie sądził, że chłopak mówił poważnie o tej lasce. Tym bardziej, że minęło parę dni ciszy. Ciszy, która jak widać zwiastowała burzę, której się nie spodziewał. Jego brat wymyślił iście genialny plan odnalezienia kobiety, która nie dawała mu spokoju.

-Muszę ją znaleźć Tom. Każda cząstka mojego ciała tego pragnie. Muszę z nią porozmawiać, zobaczyć ją… - opadł na łóżko, wzdychając.

-Ok, załóżmy, że zatrudnisz detektywa. I co mu powiesz? – Jedna jego brew uniosła się ku górze, a ręce skrzyżowały się na piersi. Oczekiwał jakiejś błyskotliwej odpowiedzi, jednak gdy cisza przedłużyła się coraz dłużej, wiedział już, że plan Billa nie do końca wypali.

-Mam jej imię – mruknął. – Wygląd też może pomóc – dodał mniej pewnie. Widział przecież jak zastosowała coś a’la magię. Przeraziło go to wtedy, teraz był zaintrygowany jej osobą i czuł, że musi dowiedzieć się o niej jak najwięcej.

-Zobaczysz, że to nie będzie dobry pomysł Bill – pokręcił głową, ruszając do drzwi. – Chodź, bo się spóźnimy. I radziłbym Ci odpuścić…

-Nie umiem, ok.!? Próbowałem! Ale się nie udało. Zrozum mnie… chociaż Ty – westchnął, idąc za nim.

-Naprawdę się staram brat. Tylko… dla mnie to nie do pomyślenia. I nic na to nie poradzę – spojrzał na niego. Naprawdę chciał go zrozumieć, chciał pomóc mu w znalezieniu dziewczyny, wesprzeć go jak zawsze robił. W końcu od czego ma się brata, w dodatku bliźniaka. Tym razem mimo szczerych chęci, wiedział, że będzie mu ciężko go zrozumieć. – Więc… Detektyw?

Wokalista uśmiechnął się lekko, czując się o wiele lepiej, wiedząc, że Tom próbuje, choć trochę stara się go zrozumieć. Zależało mu na tym, bardzo. Przytaknął lekko głową, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.

-Eh. Ok., może coś z tego wyjdzie. Ale… nie oczekuj za wiele – spojrzał na niego. Znał swojego brata i wiedział, że miał on tendencję do wielkiego angażowania się we wszystko co robił. Sprawa z tą tajemniczą kobietą mogła bardzo nadszarpnąć i tak wrażliwą duszę chłopaka, a Tom tego by nie zniósł. Raz widział jak jego bliźniaka przepełnia ogromny smutek po utracie ukochanej. Smutek, który do tej pory widział w jego oczach. Mimo starań Billa, Gitarzysta wiedział, że wciąż go męczą różne myśli. Jednak, gdy mówił o TEJ kobiecie, jego oczy nie były takie smutne. Była w nich iskierka nadziei i radości. A jeśli ta dziewczyna miała sprawić, że jego młodszy braciszek będzie szczęśliwy, to był w stanie poświęcić czas i energię na znalezienie jej.

-Postaram się Tom – uśmiechnął się, wychodząc z nim z domu.


***********************************************************************


CDN.